04 listopada 2011

Jak zmieniać polską edukację?














Tuż przed jutrzejszym VI Kongresem Obywatelskim, jaki odbędzie się w Warszawie w gmachu Politechniki Warszawskiej, a poświęconym przyszłości polskiej edukacji, pojawia się Raport Instytutu Obywatelskiego (Platformy Obywatelskiej) autorstwa Witolda Kołodziejczyk (red. naczelny miesięcznika „Edukacja i Dialog”) oraz Marcina Polaka (twórca i redaktor naczelny portalu o nowo¬czesnej edukacji Edunews.pl, prawnik i ekonomista) pt. „Jak będzie zmieniać się edukacja? Wyzwania dla polskiej szkoły i ucznia” (www.instytutobywatelski.pl).

Jak piszą we wstępie: „Celem niniejszej analizy jest zwrócenie uwagi na powszechne zjawiska i procesy, które (już) mają istotny wpływ na to, jak i po co się kształcimy. Chcemy pokazać, jak edukacja może się zmieniać w następnych 2–3 dekadach i jakie wiążą się z tym wyzwania dla ucznia, nauczyciela, dyrektora szkoły, wreszcie dla całego systemu edukacji. Podejmiemy próbę spojrzenia w przyszłość w oparciu o istniejące zasoby danych i analizy, mając na uwadze globalne trendy w edukacji”. (s.9)

Raport częściowo rozczarowuje mnie dlatego, że jego autorzy nie wskazują, kto jest jego adresatem oraz pomijają najważniejszy dla ucieleśnienia nawet najznakomitszym pomysłów czynnik, jakim jest makropolityka oświatowa. Niestety, w naszym kraju od 20 lat unika się debat na ten temat, bo jest to niewygodne dla każdej, zmieniającej się wraz z parlamentarnymi wyborami, władzy państwowej, w tym oświatowej. To prawda, że po raz pierwszy w III RP rysuje się szansa na kontynuację polityki oświatowej przez neoliberalną formację, która od czterech lat tworząc koalicję z lewicowo-populistycznym Polskim Stronnictwem Ludowym unikała jakiejkolwiek debaty na temat ustroju polskiej oświaty, potrzeby jego zmian, które wiązałyby się z postulowaną przez opozycję lat 1980-1989 koniecznością dokończenia rewolucji społecznej, ustrojowej w naszym kraju. Będę o tym mówił jutro na Kongresie.

Autorzy powyższego Raportu skupiają się na trendach światowych, na procesach globalnej gospodarki rynkowej i konieczności zwiększania młodym Polakom dzięki edukacji dostępu do globalnego rynku pracy, skoro gospodarka polska nie jest już zamknięta. Stawiają zatem sobie i nam pytania, typu: Co zrobić, aby szkoła faktycznie wyposażała uczniów w wiedzę, umiejętności (np. uczenia się, komunikowania się, zarządzania procesami itp.), które będą im potrzebne w świecie, który dziś jeszcze nie istnieje? Aby przygotowywała uczniów do wykonywania zawodów, których jeszcze nie ma? Jak sprawić, aby system edukacji kształcił uczniów sprawnie i kreatywnie poruszających się w przestrzeni międzynarodowej? Jakich umiejętności będą potrzebować uczniowie, aby móc odnosić sukcesy w złożonej, globalnej rzeczywistości? (s. 10)

Jak widać, treść tych pytań zostaje podporządkowana ideologii, która redukuje każdego uczącego się do przedmiotu, obiektu zainteresowań globalnych rynków, pracodawców, zapominając o istocie procesu kształcenia i o fundamentalnych dla niego przesłanek antropologicznych. Te są tu całkowicie pominięte. Edukację szkolną, przymusową, wtłoczoną w państwowe struktury, rygory i procedury czyni się priorytetową z pominięciem odpowiedzi na kluczowe pytanie - Kim jest człowiek w ponowoczesnym świecie? Nie wystarczy sprowadzać edukacji do cech instrumentalnych, do wiedzy i umiejętności, gdyż każdy z nas jest czymś więcej, niż tylko nimi.

To podstawowy błąd jaki popełniają politycy i autorzy tego Raportu, wmawiając społeczeństwu, że wystarczy skupić się na tym, co wymierne, wystandaryzowane, a absolwent tak reistycznej edukacji będzie znakomicie przygotowany do rywalizacji rynkowej w świecie.

Czyżby? Czy właśnie o to chodzi, by kształcić w Polsce rzesze „robotników”, tanią siłę roboczą, sprawną, lojalną i bezwzględnie podporządkowaną procesom ekonomicznych interesów różnych sił i podmiotów? Po co faszerować nas banałami na temat „cyfryzacji”, współczesnego świata i konieczności wykorzystywania jej w toku procesu kształcenia, skoro większość nauczycieli doskonale o tym wie? My naprawdę funkcjonujemy w realu i wirtualu! Doprawdy, czy trzeba traktować dzisiejszych pedagogów jak nieuków, jak ślepych i głuchych na zachodzące przemiany w świecie nowych mediów, na nowe formy komunikacji międzyludzkiej? Czy trzeba nas jeszcze przekonywać do tego, żeby dostrzec zalety i wady internetu, wolnych zasobów wiedzy i jej zafałszowań? My to wszystko wiemy. Doskonale orientujemy się w tym, że są smartfony, tablety, mp4, ipody, itd., itd. I co z tego? Co proponuje się w tym Raporcie nauczycielom?

Nie ma w tym przesłaniu żadnej rewolucji, gdyż tę muszą wyznaczać czynniki, które mają istotny wpływ na zmianę, na innowacyjność, na nowy typ jakże koniecznej kultury dynamicznego uczenia się! Polskiej oświacie potrzebna jest polityczna i dydaktyczna zarazem rewolucja strukturalna:

- deetatyzacja (dokończenie decentralizacji i likwidacja dwuwładzy: nadzór pedagogiczny i organ prowadzący, na rzecz jednego podmiotu odpowiadającego za edukację w gminie i powiecie; uspołecznienie oświaty od centrum po przedszkola i szkoły);

- zlikwidowanie systemu klasowo-lekcyjnego na rzecz zróżnicowanych wiekowo wspólnot (grup) uczących się osób;

- zwiększenie nacisku na procesy kulturowe, wychowawcze, by edukacja stwarzała okazje do doświadczania człowieczeństwa we wszystkich jego wymiarach.
Natomiast kwestie technologii i technik uczenia się pozostawiłbym w gestii samych nauczycieli, bo tylko oni mogą stwierdzić, w jakim zakresie i stopniu natężenia w toku zajęć edukacyjnych mogą być mniej lub bardziej przydatne. Władze natomiast niech martwią się o finansowe zabezpieczenie polskiego szkolnictwa, by nie było ono historią techniki i kultury, by o treściach procesu kształcenia i wychowania nie decydował rynek pracodawców, gdyż feudalizm powinniśmy mieć już dawno poza sobą.

Autorzy tego Raportu piszą: Jest pewnym paradoksem, że najmniejszy wpływ na kształt edukacji szkolnej mają ci, którzy są najbardziej zainteresowani, czyli uczniowie (studenci na uczelniach wyższych mają nieco lepiej). Do tej pory byli traktowani wyłącznie jako trybiki w wielkiej edukacyjnej fabryce. Wygląda jednak na to, że już niebawem się to zmieni. (s. 16)

Otóż nie zmieni się, jeśli nadal polska oświata będzie zarządzana centralistycznie, dyrektywnie, nakazowo-zakazowo, a nauczycielami będzie się manipulować tak, jak postuluje się manipulowanie uczniami, by byli trybikami w realizacji interesów jedynie kapitału rynkowego. Kontynuowanie scenariusza biurokratycznego i etatystycznego zarządzania oświatą jest zgubne dla polskiej kultury, tożsamości narodowej i jakości formacji osobowej młodych pokoleń. Jeśli nie wybierzemy – ujętego w tym Raporcie – scenariusza zmiany prowadzącej ku temu, by szkoły były autonomicznymi i demokratycznymi ośrodkami edukacji społecznej, a ja jeszcze bym dodał zarazem – spersonalizowanej, to czeka nas kolejne rozczarowanie. Demontaż zinstytucjonalizowanego systemu kształcenia i tak już ma miejsce, bo uczący się w swej dużej części jedynie „chodzą do szkoły”, ale się w niej już nie uczą, a jeśli, to zapewne nie tego, czego byśmy oczekiwali.

Trafnie zatem Autorzy tego Raportu wymieniają kluczowe słabości polskiej szkoły z perspektywy najważniejszych w niej podmiotów, jakimi są uczniowie:
Wśród uczniów obserwujemy:

1) brak zaangażowania,

2) postawy roszczeniowe,

3) brak cierpliwości,

4) niską etykę pracy,

5) brak zainteresowań,

6) kwestionowanie autorytetów,

7) brak kultury uczenia się,

8) brak kompetencji społecznych,

9) deficyt uwagi,

10) wszechobecną praktykę plagiatowania.

Dodatkowo zachowania te wzmacniane są przez:

1) archaiczny model edukacji,

2) nadmiar informacji,

3) pojawienie się konkurencji dla szkoły w postaci internetu,

4) szybki rozwój technologii informacyjno‑komunikacyjnych.(
s. 38)

Szkoda, że nie mamy w tej diagnozie wypowiedzi drugiej strony, spojrzenia nauczycieli na polską szkołę i czynniki, które sprawiają, że oni sami, żeby nie wiem jak byli kompetentni, nie mogą realizować się profesjonalnie, jako nauczyciele, edukatorzy, liderzy, przewodnicy itd., itd. Nie mają racji autorzy Raportu, kiedy usiłują w części: „Nauczycielu – czas na zmiany” od nich jedynie je uzależnić.

To błąd strukturalny i symboliczny. Póki władze tego państwa nie zaprzestaną polityki instrumentalnego traktowania nauczycieli, nakładania na nich kolejnych gorsetów standaryzacji, by tysiącom nikomu niepotrzebnych wizytatorów było łatwiej sprawować kontrolę i nadzór (warto zwrócić uwagę, że to za K. Hall usunięto funkcję wspierania przez nadzór nauczycieli w ich innowacyjności, a wzmocniono ekstremalnie funkcje kontrolne (toż to jest dopiero patologia – zarządzanie przez kontrolowanie!). Tak więc, należałoby napisać, zamiast „Nauczycielu – czas na zmiany” – „Premierze – czas na zmiany”. Dajcie nauczycielom prawo do elastycznego i dynamicznego, konstruktywistycznego kształcenia i wychowywania młodych ludzi, a oni sami najlepiej się zatroszczą o efekty swojej pracy.

Dla zmiany szkoły jako środowiska uczenia się, a to znaczy także inkulturacji, konieczna jest zmiana polityki państwa. Na tę jednak liczę, skoro Kongres Obywatelski odbywa się pod patronatem i z udziałem Prezydenta III RP.

W podsumowaniu Raportu stwierdza się:

Polska szkoła nie ma misji, nie ma też celu. Nie wiemy, kogo chcemy wychować. Nie mamy wskaźników skuteczności. Nie wiemy również, jakie są długofalowe efekty wpływu szkoły na życie i sukces zawodowy jej absolwentów. Otoczenie szkoły zmieniło się, jednak uczniowie nadal chodzą do tzw. fabryk wiedzy, choć rodzice pracują już w zupełnie innych organizacjach, a ich czasu pracy nie wyznacza fabryczny zegar. Zmienił się też świat na zewnątrz szkoły, której wyrosła ogromna konkurencja, min. w postaci tematycznych kanałów TV, portali wiedzy. Dostęp do ekspertów światowej klasy również stał się łatwiejszy. (s. 48)

Czas na zmiany, przypudrowane pseduoinnowacje czy może na rewolucję? Nie zapominajmy w tej debacie o odpowiedzi na pytanie - Kim w procesie kształcenia i dzięki niemu jest i ma być - człowiek?