22 sierpnia 2011

Prywatne szkolnictwo wyższe w szponach b.tajnych służb PRL?

Przed wyborami powraca kwestia skutków braku rozliczenia PRL-owskich służb specjalnych. Tymczasem, po przeszło 22 latach transformacji ustrojowej, jej byli funkcjonariusze zagnieździli się wygodnie także w sektorze wyższych szkół prywatnych, albo jako ich założyciele, kanclerze, pracownicy administracji, albo jako ich nauczyciele akademiccy. Gdzieś te 24 tys. b. funkcjonariuszy trzeba było urządzić, zabezpieczyć ich na przyszłość. Jak pisze Jerzy Jachowicz (UważamRze 29/2011) - urośli oni w nieformalną potęgę, gdyż państwo stworzyło im warunki sprzyjające nie tylko ich przetrwaniu, ale i zakamuflowaniu swojej przeszłości, by mogli rosnąć w siłę. Dla swoich ukrytych interesów znaleźli dogodny grunt, gdyż mało kto interesował się na początku lat 90.XX w. tym, czy wśród nich byli aktywni SB-cy? A Wildstein dodaje w tym samym numerze czasopisma, że to pod kontrolą byłej nomenklatury budowano przyczółki gospodarki kapitalistycznej, zaś jej członkowie (. . .)rozumiejąc korzyść ze wspólnego działania, kontynuowali je również po upadku komunizmu.

Korzystna dla nich okazała się sytuacja prawna, na którą także zapewnili sobie wpływ. Szkolnictwo wyższe sektora prywatnego było pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Wystarczyło udokumentować posiadanie niewielkiej kwoty na koncie, by utworzyć tzw."wsp". Niektórzy włączali w ten proces instytucje, osoby czy środowiska, które miały odwrócić uwagę, a jednocześnie zabezpieczyć nowy interes. A koncesje na powoływanie tych szkół do życia wydawało ministerstwo bez jakichkolwiek przeszkód czy weryfikacji. Dopiero w 2002 r. powstała Państwowa Komisja Akredytacyjna, ale lawinowy wzrost liczby nowych "wsp" sprawił, że przy ograniczonym budżecie nie była w stanie dokonać oceny wszystkich jednostek i prowadzonych w nich kierunków studiów.

Po dzień dzisiejszy, nie każdy może założyć kancelarię adwokacką, prywatną poradnię czy aptekę, ale każdy, nawet np. półanalfabeta czy psychopata może utworzyć wyższą szkołę prywatną. Niestety, wśród ponad 360 i tacy się zdarzają, a ilu wśród nich było lub jest powiązanych z tajnymi służbami? Tego publicznie nie wie nikt.