16 grudnia 2010

W trosce o nauczycieli?


Kolejne propozycje zmian w zarządzaniu oświatą, mające na celu przekazanie większej władzy dyrektorom szkół w regulowaniu stosunku pracy z nauczycielami, ich ocenianiu i wpływaniu na ich awans zmierzają w dobrym kierunku pod jednym wszakże warunkiem, że ich działania będą pod kontrolą organu społecznego, jakim jest rada szkoły, w której skład wchodzą w proporcjonalnej części nauczyciele, uczniowie i ich rodzice (z wyłączeniem szkół podstawowych, w których to radach nie mogą uczestniczyć uczniowie). Od 1991 r. istnieje możliwość powoływania rad szkolnych, ale zbyt często zmieniające się władze MEN nie były zainteresowane powoływaniem i wzmacnianiem ciał, które mogłyby skutecznie i merytorycznie je kontrolować na każdym z możliwych szczebli zarządzania przedszkolami i szkołami oraz regionalną polityką oświatową (gmina, powiat, województwo i kraj). Nauczyciele słusznie obawiają się, że jak o czasie i warunkach ich pracy będzie rozstrzygał dyrektor szkoły i organ prowadzący, a te nie będą poddane obowiązkowej kontroli społecznej z możliwością ich odwoływania w sytuacji naruszania obowiązujących zasad i obyczajów, to wartościowy, zaangażowany w swoją pracę nauczyciel będzie mógł być z różnych powodów dyskryminowany przez swojego przełożonego.

Operowanie jedynie walorami ekonomicznymi w zarządzaniu placówkami oświatowymi, a więc z nastawieniem na to, by statutowe zadania były w nich realizowane jak najtaniej, ale jak największym wysiłkiem nauczycieli, z możliwością wymuszania na nich przez dyrektorów posłuszeństwa, zamiast stymulowania innowacyjności i tworzenia zróżnicowanych dróg awansu, może skutkować nie tylko niekontrolowaną samowolą i sobiepaństwem części dyrektorów, ale także nieustannymi konfliktami i napięciami w zespołach nauczycielskich. Zasady muszą być czytelne, jednoznaczne i wymierne, a przecież edukacja, a szczególnie procesy wychowawcze i opiekuńcze nie mogą być podporządkowywane takim jedynie miernikom. Związkowcy mają uzasadniony niepokój, gdyż wymaganie lepszej pracy od nauczycieli nie może być podporządkowywane nieczytelnym regułom.

Osobiście jestem zwolennikiem jak największej autonomii przedszkoli i szkół oraz profesjonalnej niezależności ich dyrektorów w kreowaniu właściwej dla środowiska, w którym funkcjonują ich placówki edukacji, uwzględniającej zarówno warunki społeczne, ekonomiczne, demograficzne, które rzutują na możliwości rekrutowania do nich dzieci i młodzieży oraz liczenia na określone wsparcie ze strony ich rodziców lub opiekunów oraz czynników społecznych (samorząd terytorialny, organ prowadzący, organizacje społeczne itp.), jak i reagujące adekwatnie do potencjału rozwojowego wychowanków. Nauczyciele muszą mieć wsparcie w miejscu pracy, poczucie względnego bezpieczeństwa i rzetelności oceny ich zaangażowania, które będą uwzględniały rzeczywiste możliwości uzyskiwania określonych wyników przez ich podopiecznych. Płace powinny być zdecydowanie wysokie z klarowną perspektywą ich wzrostu. Muszą być też wymierne kryteria oceny nauczycieli, w następstwie której nie powinni oni wykonywać tego zawodu. Brak kontroli społecznej nad tymi procesami może skutkować tym, że bardziej będzie opłacało się niektórym dyrektorom zatrudniać „miernych, ale wiernych”.

W żadnym zawodzie człowiek nie ma tak wielkiego znaczenia, jak w zawodzie nauczycielskim – pisał przed prawie stu laty Jan Władysław Dawid. Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny; inżynier, który przebił tunele, przeprowadził wielkie drogi, pobudował mosty – mógł być człowiekiem lichym. Już mniej jest to możliwe u lekarza; zapewne nie chciałby nikt leczyć się u takiego, o którym wiedziałby na pewno, że jest złym człowiekiem. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego czasem nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie dla ucznia kimś obcym, w jego życiu żadnego wpływu nie odegra.(O duszy nauczycielstwa, 1912)