10 lipca 2010

Pedagogika wyższego wyboru

Dokładnie 10 lat temu NIK kontrolowała Ministerstwo Edukacji Narodowej ze względu na to, jak sprawowało ono nadzór nad niepaństwowymi szkołami wyższymi i wyższymi szkołami zawodowymi. NIK dociekała zarazem, jakie wynikało z tego nadzoru rozpoznanie sytuacji w tych szkołach oraz jakie działania były podejmowane w reakcji na sygnały o występujących w nich nieprawidłowościach. Już wówczas okazało się, że „król jest nagi”, że polskie państwo jest beznadziejnie słabe wobec tego, na co pozwalali sobie wówczas niektórzy prywatni właściciele instytucji, które miały służyć edukacji młodych pokoleń, a w istocie przekształcały się albo w „pralnię brudnych pieniędzy”, albo w „przykrywkę” dla pseudoedukacyjnych interesów. Tylko część z nich podjęła rzeczywisty trud na rzecz kształcenia wyższego z zachowaniem akademickich standardów.

Z powyższego raportu wynikało, że założycielami działających uczelni niepaństwowych byli w większości przypadków osoby prawne, tj.: spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, spółki akcyjne, stowarzyszenia, fundacje. Osoby fizyczne były założycielami ok. 30 % ogółu utworzonych szkół wyższych i wyższych szkół zawodowych. W kilku przypadkach inicjatorami powołania uczelni były gremia profesorskie, np. pracowników naukowych Polskiej Akademii Nauk lub nauczyciele akademiccy uczelni państwowych.

Już wówczas pobierało edukację w tych szkołach 25% wszystkich studiujących w naszym kraju, co w żadnej mierze nie znajdowało porównywalnego odpowiednika w szkołach podstawowych, gimnazjach czy ponadgimnazjalnych. Oznaczało to, że o ile niepaństwowa edukacja powszechna zagospodarowała niewielki odsetek dzieci i młodzieży, za których kształcenie koszty ponosili rodzice, mający zresztą nadzieję, że dzięki inwestycji w rozwój dziecka w lepszych warunkach zagwarantują mu dostęp do bezpłatnych i najlepszych państwowych uczelni, o tyle niepaństwowe szkolnictwo wyższe stało się rajem dla osób dorosłych, które nie miały szans na bezpłatne kształcenie w uniwersytetach czy akademiach, ale mogło sobie zapewnić dostęp do indeksu, pracując i płacąc za dalszą, własną edukację.

Badana przez NIK dokumentacja prowadzonych przez MEN kontroli i oceny Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego wykazała występowanie w niektórych uczelniach niepaństwowych istotnych odstępstw od obowiązujących norm i przepisów. Dotyczyło to m.in.:
- niespełniania przez te uczelnie minimum kadrowego,
- nieodpowiednich do prowadzonych kierunków i specjalności kwalifikacji kadr nauczycielskich,
- niewłaściwego prowadzenia i braków w dokumentacji,
- prowadzenia studiów w toku niezgodnym z obowiązującymi przepisami, a także wydawania wadliwych dyplomów,
- wprowadzania uproszczonych form kształcenia oraz
- prowadzenia zajęć dydaktycznych w niepełnym wymiarze.

Zdecydowana większość uczelni niepaństwowych korzystała wyłącznie z etatowej kadry dydaktycznej uczelni państwowych, co przy dynamicznym wzroście potrzeb doprowadziło do wyczerpania rezerw, zwłaszcza w najbardziej popularnych kierunkach i specjalnościach studiów, do jakich zaliczała się m.in. pedagogika. W konsekwencji niektóre uczelnie niepaństwowe nie spełniały wymogów kadrowych. Obowiązujące regulacje prawne uprawniały Ministra Edukacji Narodowej w przypadku stwierdzenia prowadzenia działalności niezgodnej z przepisami ustawowymi, statutem uczelni lub zezwoleniem, do wezwania uczelni do usunięcia nieprawidłowości, a w razie ich nieusunięcia do zawieszenia jej działalność lub nakazania likwidacji.

Jak się jednak okazało, regulacje te nie zapewniały Ministrowi Edukacji Narodowej dostatecznych uprawnień do sprawowania skutecznego nadzoru nad bieżącą działalnością uczelni niepaństwowych zwłaszcza w zakresie jakości nauczania, przestrzegania przepisów ustaw, postanowień statutów i warunków udzielonych zezwoleń. NIK krytycznie zatem ocenił tryb postępowania ministerstwa w przypadkach ujawnienia nieprawidłowości w działalności uczelni niepaństwowych, który sprowadzał się jedynie do informowania uczelni o stwierdzonych nieprawidłowościach i obowiązujących przepisach. Nie formułowano natomiast jednoznacznych wezwań mogących stanowić podstawę do zastosowania surowych, przewidzianych prawem, sankcji. Ograniczano się co najwyżej do odmowy udzielenia dodatkowych uprawnień lub do relatywnego skrócenia okresu ważności zezwolenia na prowadzenie działalności. Nie stwierdzono natomiast przypadku skutecznego zawieszenia działalności lub likwidacji uczelni niepaństwowej nawet w sytuacjach uporczywego łamania przepisów, nieprzestrzegania obowiązujących wymogów programowych i kadrowych oraz niereagowania na wezwanie do wyeliminowania tych nieprawidłowości.

Szczególną uwagę NIK zwrócił brak zdecydowanych reakcji ze strony MEN w ujawnionych bezpośrednio w toku kontroli lub sygnalizowanych z zewnątrz przypadkach nielegalnego prowadzenia przez niektóre uczelnie zamiejscowych jednostek organizacyjnych o nieokreślonym (nieznanym MEN) poziomie kształcenia, a mimo to nie doprowadzono do wstrzymania tej działalności i nie skierowano sprawy do organów ścigania. Tym samym tolerowano fakt masowego wyłudzania opłat od wprowadzonych w błąd studentów uczestniczących nieświadomie w nielegalnych i nie nadzorowanych formach kształcenia.
Aprobowano zatem sytuację, w której tysiące studentów uczestnicząc w nielegalnych formach kształcenia uzyskuje honorowane w całym kraju dyplomy ukończenia studiów wyższych.

Ktoś, kiedyś pozwolił właścicielom prywatnych uczelni na przekraczanie prawa bez ponoszenia z tego tytułu żadnych konsekwencji przez obie strony (tak kontrolującą, jak i kontrolowaną). Jak stwierdzał raport NIK-u: Sprawami nadzoru nad uczelniami niepaństwowymi w MEN przy rosnącej z roku na rok liczbie tych uczelni zajmuje się zaledwie 6 osób, w tym 3 zatrudnione na niepełnych etatach. Większość z tych osób realizuje także zadania z zakresu nadzoru nad uczelniami państwowymi. niedostateczna obsada kadrowa powodowała obniżenie sprawności prowadzonego przez Ministra Edukacji Narodowej nadzoru.

Dopiero powołana do życia 1 stycznia 2020 r. Państwowa Komisja Akredytacyjna została wyposażona w instrumenty realnego wywierania wpływu na nieuczciwych właścicieli niepaństwowych szkół wyższych, by ustrzec kolejne roczniki studentów przed wykorzystaniem ich niewiedzy w tym zakresie i współfinansowaniem nieuczciwej działalności. Ani część pracujących w tych pseudoakademickich szkołach wyższych nauczycieli, ani studenci nie mogą być świadomi tego, jak i na co wykorzystywane są wpłaty za studia, czy prowadzący „szkółkę wyższą” rzeczywiście inwestują w akademicką kadrę (kompetentnych i nie pozorujących pracę naukowo-dydaktyczną specjalistów), w infrastrukturę (sale dydaktyczne, wyposażenie multimedialne, bibliotekę, prowadzenie badań naukowych itp.) i jakość procesu kształcenia.

Na stronach internetowych tych szkół może być wszystko piękne i znakomicie wizualizowane, ale nie da się z zenwątrz dostrzec, że w środku czy na zapleczu toczy tę instytucję „rak”. Jeszcze miesiąc temu jeden z profesorów jeździł po kraju wychwalając niepubliczną szkołę wyższą za jej imponujące budynki i liczbę studentów, a dzisiaj opinia publiczna została poinformowana, że kolejny kierunek studiów otrzymał w niej po raz drugi cenę negatywną. Studenci się buntują, kadra nie rozumie, jak mogło do tego dojść, tylko właściciel wie najlepiej, że w końcu słusznie został przyparty do muru. Szkoda, że 10 lat temu władze resortu były słabe, a dzisiejsze muszą naprawiać błędy swoich poprzedników, które nabrzmiały do poważnych rozmiarów.

Wizytując jedną z niepublicznych szkół wyższych zauważyłem, że na kilka miesięcy przed akredytacją zatrudnia się w niej nauczycieli akademickich, których stopnie naukowe formalnie odpowiadają obowiązującym standardom, a kiedy zespół kontrolerów wyjeżdża, właściciel zwalnia część kadry (w wielu wypadkach jest to elementem ukrytego kontraktu) i/lub wymienia ją na tzw. „trzeci garnitur”. W toku prowadzonych kontroli okazywało się, że najmniej błędów i nieprawidłowości występowało w tych niepaństwowych szkołach wyższych, które były prowadzone nie przez osoby prywatne, ale przez stowarzyszenia, kościoły czy towarzystwa oświatowe. W nich bowiem obowiązywała dodatkowa kontrola prowadzącego je organu, społeczności, która zgodnie z statutowymi celami musiała kierować się dobrem wspólnym. W nich też funkcje kontrolne spełniały organy władzy akademickiej, jak rady wydziałów czy senaty, o czym nie można powiedzieć w przypadku niektórych uczelni prywatnych.

Kandydaci na studia powinni zatem bliżej przyjrzeć się temu, kto jest właścicielem uczelni, kto nią kieruje i co tak na prawdę oferuje, żeby za rok lub dwa nie oburzać się z powodu rozczarowania pseudo jakością lub wstydzić dyplomu instytucji, która została zdemistyfikowana jako kształcąca fikcyjnie lub niezgodnie z prawem. W tym też sensie nie ulega wątpliwości, że najlepsze gwarancje stwarzają uczelnie publiczne i nieliczne niepubliczne szkoły wyższe, które w ciągu kilkunastu lat potrafiły udowodnić, że potrafią pozytywnie konkurować o miano szkół prawdziwie akademickich.

(Źródło: NIK - P/99/019 Informacja o wynikach kontroli funkcjonowania nadzoru państwa nad niepaństwowymi szkołami wyższymi i wyższymi szkołami zawodowymi)

Co zrobić, żeby się nauczycielom dyplomowanym jeszcze chciało chcieć?

Jest jakaś zaskakująca rozbieżność w ocenie jakości systemu awansu zawodowego nauczycieli między MEN a ZG ZNP. Zdaniem resortu edukacji system ten spełnia najważniejsze cele. Motywuje nauczycieli do podwyższania poziomu wykształcenia, uzyskiwania nowych kwalifikacji do nauczania przedmiotu lub rodzaju prowadzonych zajęć, co wpływa na podwyższenie statusu zawodowego pracowników pedagogicznych. W świetle zaś opinii ZNP system ten już się powoli wyczerpuje, gdyż od 2000 r. już prawie co drugi nauczyciel zakończył swoją ścieżkę zawodowego rozwoju, osiągając najwyższy z możliwych stopni – nauczyciela dyplomowanego, którego uzyskanie jest w dużej mierze zależne od niego samego. Jak wiadomo, tytuł profesora oświaty jest honorowy, przyznawany przez Kapitułę, której kryteria pracy oceniającej nie są nikomu znane. Nauczyciele nie mają praktycznie żadnego wpływu na to, by podjąć jakiś wysiłek na rzecz zbliżenia się do szans uzyskania tego tytułu.

Przykładowo - ZNP proponuje, by wprowadzić piąty stopień awansu zawodowego, dla którego ma już nawet nazwę – LIDER SZKOŁY. Przedstawiciele Związku Powiatów Polskich proponują, by zaostrzyć kryteria awansowe, doceniając na tym najwyższym stopniu najbardziej zaangażowanych w edukację nauczycieli. Tymczasem resort edukacji znalazł wyjście z tej sytuacji, polegające na powołaniu Zespołu Opiniodawczo-Doradczego MEN, którego członkowie będą się spotykać ze sobą, dyskutować i … - jak to w naszym kraju bywa - i tak nie dojdą do wspólnego stanowiska. Zadaniem Zespołu jest bowiem przygotowanie dla MEN propozycji założeń dokumentu dotyczącego statusu zawodowego nauczycieli. Prezes ZNP stwierdził w czasie drugiego spotkania Zespołu pod koniec maja br., że przepisy go powołujące naruszają przepisy ustawy o Radzie Ministrów oraz dobry obyczaj. Ustanowienie Prezydium Zespołu spośród pracowników Ministerstwa Edukacji Narodowej jak również odgórne narzucanie tematów spotkań budzi wątpliwości, czy głos partnerów społecznych będzie brany pod uwagę.

ZNP obawia się, że prace nad kolejną nowelizacją Karty Nauczyciela w MEN zmierzają do jej likwidacji. Tymczasem powyższy związek przeprowadził wśród nauczycieli referendum, w którym wzięło udział 259.318 nauczycieli. Wynika z niego, że za utrzymaniem dotychczasowego zakresu zadaniowego i kompetencyjnego Karty Nauczyciela opowiedziało się 255.755 osób. A więc nauczyciele nie chcą także zmian w systemie awansu zawodowego. Padały też w czasie posiedzenia tego Zespołu propozycje, by wydłużyć system awansu zawodowego nauczycieli, odbiurokratyzować go, a po uzyskaniu stopnia nauczyciela dyplomowanego wprowadzić mechanizm, który umożliwiłby sprawdzanie co 5 lat, czy nauczyciel utrzymuje swój poziom kompetencji zawodowych.

Zespół spotkał się po raz trzeci w dn. 23 czerwca br, by podjąć dyskusję na temat m.in. tego: Czy powinny się zmienić warunki i procedury awansowania nauczycieli? Jak powinien awansować dyrektor szkoły lub placówki oświatowej? Jakimi sposobami zwiększyć autonomię i skuteczność dyrektora szkoły w motywowaniu kadry nauczycielskiej? W jaki sposób ściślej powiązać awans zawodowy z efektami pracy nauczyciela i z jego zaangażowaniem w pracę całego zespołu? Jak uprościć procedurę awansu (ograniczenie biurokracji)? Jakie inne niż obecnie funkcje może pełnić awans (np. świadczyć o specjalizacji, dodatkowych zadaniach, zobowiązaniach, być na czas określony)? Czy i jaką rolę przy podejmowaniu decyzji o awansowaniu może odgrywać opinia społeczności szkolnej? Jakie - niezależne od systemu awansu - mogą być metody motywowania i nagradzania nauczycieli? Czy i na jakich zasadach, w jakich sytuacjach może grozić utrata posiadanego stopnia awansu (np. postępowanie dyscyplinarne, ocena pracy)?

W czasie dyskusji pojawiły się następujące propozycje:
konieczność rozważenia możliwości powierzania nauczycielom posiadającym różne stopnie awansu zawodowego funkcji koordynatorów lub liderów, którzy będą wdrażać zmiany w szkołach lub horyzontalnie koordynować prace zespołu tematycznych, bądź odpowiadać za zadania przekrojowe, np. wewnętrzny system doskonalenia, szkolny system programów nauczania, wewnątrzszkolny system oceniania;
• szereg zadań szkolnych mogliby wykonywać najbardziej aktywni nauczyciele, za co otrzymywaliby dodatkowe wynagrodzenie;
• koordynacja zadań niekoniecznie powinna być szczeblem awansu ponad poziom nauczyciela dyplomowanego;
• usytuowanie w przepisach prawa dodatkowego stanowiska w szkole mogłoby więc być traktowane jako awans wewnątrzszkolny (poziomy), ależ też jako wzbogacenie palety kadry kierowniczej w szkole oraz budowanie autorytetu nauczyciela. Byłaby to szansa dla nauczycieli, którzy przez pewien czas chcą się zmierzyć z kierowaniem istotnym odcinkiem pracy szkoły.


Jak z powyższego wynika nie ustalono, czy system awansu należy wydłużyć o jeszcze jeden stopień czy pozostawić go w tej formule. Tym samym idea rozbudowania struktury awansu wertykalnego prawdopodobnie upadła. Raczej skłaniano się ku poszukiwaniu innych form angażowania dyplomowanych nauczycieli na rzecz doskonalenia procesów edukacyjnych w szkołach, a więc ku rozbudowywaniu tzw. awansu horyzontalnego. Zdaje się, że podstawowy problem sprowadza się do tego, co zrobić, by nauczycielom dyplomowanym „chciało się jeszcze chcieć”.

(Źródła: M. Kaszulanis, Piąty stopień: lider szkoły, Głos Nauczycielski 2010 nr 26, s. 3; http://oskko.edu.pl/oskko/status_zawodowy_nauczyciela/KN2010-2posiedzenie.htm;
http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=1337&Itemid=1)