07 maja 2010

O co w tym życiu chodzi?

To tytuł wywiadu, jakiego udzielił Tygodnikowi Powszechnemu (2010 nr 18) wybitny podróżnik, zdobywca obu biegunów Ziemi w ciągu jednego roku bez pomocy z zewnątrz - Marek Kamiński. Dzieli swoje życie na trzy etapy: pierwszym jest odkrywanie świata, drugim jego podbijanie, a trzecim rodzina. Do każdego z nich pięknie się odnosi, odpowiadając przy okazji pytań na niektóre kwestie. Poznajemy go także w nowej roli, mniej znanej polskiemu odbiorcy, a mianowicie jako menedżera założonej przez siebie – zresztą w wyniku niezamierzonych okoliczności życiowych - firmy Gama San, która stała się nie tylko źródłem jego dochodów, ale także polem doświadczalnym w zarządzaniu. Budowanie firmy – jak stwierdza - przypomina przygotowania do wyprawy: najpierw pojawia się faza marzeń, później planowania, dalej szukanie rozwiązań. (…) W biznesie ważna jest droga, a nie cel. Gdy człowiek jest tak bardzo skupiony na osiąganiu celu, to pod jego nosem może mu przechodzić prawdziwe życie. Cele i zyski tak, ale nie za wszelką cenę. Kiedy osiągamy coś , depcząc zasady moralne i innych ludzi. Taki cel może okazać się kamieniem młyńskim u szyi tego, który go osiągnął. Dotyczy to także przedsiębiorstwa. Firmy pojawiają się i znikają, a ślady na drodze, które przeszły, zostają. (…) w perspektywie dłuższego czasu ważniejsze jest przetrwanie niż szybkie osiąganie celów. Kiedy się je błyskawicznie osiąga, można dostać zadyszki, a przetrwanie opiera się na wartościach fundamentalnych. Jedną z nich jest prawda.

Nic dziwnego, że jako ojciec dwóch córek postanowił spowolnić życie. Cały świat tak naprawdę jest w nas, chodzi o próbę jego odczuwania na nowo; to kwestia wyobraźni. Pięknie też mówi o roli wychowywania dzieci, które dla niego jest tym, o czym pisał w swoich traktatach filozoficzno-etycznych Karol Wojtyła oraz Maria Łopatkowa w „Pedagogice serca”, a mianowicie - uczestniczeniem i obdarzaniem ich prawdziwą miłością. Dzieciom trzeba poświęcać czas i uwagę. To powinni robić rodzice, nie opiekunki, ciocie czy dziadkowie. (…) Spotkałem wielu ojców już dorosłych dzieci, którzy nie mają z nimi żadnego emocjonalnego kontaktu. Teraz bardzo tego żałują, nie nadrobią straconego czasu w kilka tygodni. Taka więź buduje się i umacnia od kołyski. Trzeba o nią zabiegać. Zerwanie jej to katastrofa dla obydwu stron.