29 lutego 2020

Nie tylko ten rząd dofinansowuje czasopisma afirmujące ideologiczną linię partii władzy


Nie rozumiem krytyków ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego socjologa, profesora Piotra Glińskiego, którzy wyrażają oburzenie ze względu na przekazane przez niego dotacje dla głównie prawoskrętnych ideologicznie czasopism kulturalnych na rok 2020.

To oczywiste, że prawicowy minister będzie wspierał dotacją z budżetu państwa przede wszystkim pisma i media Kościołów oraz środowiska kresowe.

Oburzają się lewicowi dziennikarze na to, że dofinansowanie otrzymała nawet gazeta jednodniowa na 100. rocznicę urodzin Jana Pawła II, ale nie biorą pod uwagę uchwały Sejmu czyniącej rok 2020 Rokiem św. Jana Pawła II. Czy minister P. Gliński miał sfinansować wznowienie dzieł Lenina?

To jest zupełnie naturalna polityka partii władzy, zgodnie z którą, jeśli jest nią prawica, nie dofinansowuje się wszystkich mediów opozycji. Jednak jakieś lewicowe pisma otrzymały dotację. Bazuje się tu na dawnym prawie rzymskim "quod principi placuit, legis habet vigorem" - to, co podoba się zwierzchnikowi, ma moc prawną.

Może być pewnym zaskoczeniem fakt zlekceważenia przez ministra P. Glińskiego czasopism środowisk liberalnych, które mimo swoich dotychczasowych zasług wolnościowych oraz tradycji wydawniczych identyfikowane są przez władze bardziej z lewicową niż prawicową orientacją. O ile dobrze pamiętam, to były poseł Platformy Obywatelskiej - też profesor, tyle tylko że nauk biologicznych -Stefan Niesiołowski, tak komentował protesty ówczesnej opozycji prawoskrętnej: "Jak wygracie wybory, to możecie robić, co chcecie".

No to tak postępują, konsekwentnie. Tak samo, jak za rządów SLD i PSL, AWS, PO i PSL obsadza się stanowiskami w administracji państwowej (także tej terytorialnej), w spółkach z udziałem Skarbu Państwa, w fundacjach-wydmuszkach oraz w placówkach oświatowych, kulturalnych, medycznych itp. "swoich", bmw/tkn.

Widać, że garną się do środowisk władzy także "męty", osoby z przestępczą przeszłością lub teraźniejszością, okradające państwo nie tylko z wartości materialnych, ale także kulturowych. Posłowie czują się coraz pewniej, bo przecież przed nimi są jeszcze ponad trzy lata dostępu do informacji, do projektowanego prawa, do refundacji z tytułu podróży samochodem mimo tego, że korzystają ze służbowego lub innych środków lokomocji, bo nie posiadają nawet prawa jazdy, itp., itd.

W redakcjach czasopism sponsorowanych przez ministra znajdują miejsce niespełnieni w życiu ignoranci poruszanej przez siebie problematyki, którzy gotowi są publikować publicystyczne brednie, atakować każdego, kto ośmiela się krytykować nieuctwo, cwaniactwo znajomych. Szkoda, że nie zaczynają od siebie, nie przyjrzą się stylistyce własnej, bolszewickiej propagandy, która wpisuje się w wartości charakterystyczne dla stalinowskich czasów.

Po szyldem przyzwoitej gazety publikują także nieudacznicy składający w zdania słowa oderwane od prawdy, od faktów, kontekstu i naukowego źródła, zaprzeczając ideowej linii gazety. Z takimi publicystami, którzy dzisiaj mianują siebie prawicowymi, a jeszcze w tamtym ustroju byli związani z PZPR, można bezceremonialnie i bezkarnie szkalować innych, bo i tak nikt nie będzie dochodził prawdy czy weryfikował ich manipulacje.

Zastanawiam się nad tym, czy ci panowie mają w ogóle we własnych domach lustro i przyglądają się sobie? Rozumiem, że muszą dorobić wierszówkami do lichej emerytury. Tylko czy rzeczywiście muszą czynić to w niegodny prawicowego publicysty sposób?

Polityka władz państwowych w oświacie i kulturze jest konsekwentnie nie tylko centralistyczna, ale i silnie zdeterminowana ideologią, którą ma upowszechniać, nawet a może i przede wszystkim wbrew osiągnięciom nauk humanistycznych i społecznych. Co innego niektórzy publikowali w swoich rozprawach naukowych, a co innego czynią, jak im władza lub media uderzą do głowy.

Polecam wszystkim myśl śp. Prymasa Polski - Stefana Wyszyńskiego (Prymat człowieka w ładzie społecznym, Londyn 1976, s. 98):

Człowiek ma również prawo być w swojej wspólnocie politycznej. Ale trzeba pamiętać, że żadna władza polityczna nie nadaje tych praw, tylko broni ich. Do niej należy chronić prawa obywateli, ułatwiać ich zachowanie i czuwać, aby wszystko było dla dobra społecznego. Władza państwowa nie jest i nigdy być nie może dla takiej czy innej kategorii ludzi, dla tej czy innej partii. Ona jest dla całego narodu i wszystkie dzieci narodu musi otoczyć taką opieką, aby w swobodny sposób mogły jednakowo korzystać z właściwych sobie praw osobowych, rodzinnych, narodowych i religijnych .

28 lutego 2020

Czy rzeczywiście habilitanci niezatrudnieni w uczelniach państwowych jako osoby prywatne nie ponoszą kosztów za postępowanie habilitacyjne ?


Przewody doktorskie i postępowania habilitacyjne prowadzone na mocy ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki, a więc wszczęte do 30 kwietnia 2019 r. są finansowane z budżetów uczelni, które prowadzą postępowanie w jednostce posiadającej odpowiednie uprawnienie. Nie ma problemu, gdy postępowanie dotyczy pracownika uczelni, w której ma być przeprowadzone postępowanie o nadanie stopnia naukowego. Muszą się znaleźć w jej budżecie na to odpowiednie środki.

Jednak nie każdy nauczyciel akademicki ubiegający się o stopień naukowy mógł przeprowadzić postępowanie w tej sprawie we własnej jednostce akademickiej, jeśli ta nie dysponowała uprawnieniem lub zostało jej to uprawnienie ograniczone czy nawet odebrane. Wówczas musiał szukać uczelni z odpowiednimi uprawnieniami, by ta wyraziła zgodę na przeprowadzenie postępowania w jego sprawie. Najczęściej miał zapewnienie, że władze zatrudniającej takiego nauczyciela uczelni pokryją koszty postępowania habilitacyjnego, bo jest to także w jej interesie naukowym i zgodne z prawem do wydatkowania środków publicznych.

Problem jednak pojawił się wówczas, gdy wskazana we wniosku habilitacyjnym uczelnia odmówiła przeprowadzenia tego postępowania. Pisałem o tym w swojej książce "Habilitacja" (Kraków 2017), że różne mogą być powody odmowy habilitantowi w tym zakresie. W danej jednostce może brakować naukowców, którzy mogliby ocenić merytorycznie osiągnięcia naukowe habilitanta, albo zaistniał konflikt personalny w relacjach między habilitantem a członkami jednostki, więc dla uniknięcia oskarżeń o potencjalną stronniczość czy możliwy brak obiektywizmu rada jednostki odmawiała przyjęcia takiego wniosku.

Niezależnie jednak od powodu odmowy przeprowadzenia postępowania habilitacyjnego władze jednostki nie musiały tego uzasadniać, tylko informowały o podjętej uchwale stosownej rady jednostki o własnym stanowisku. Zgodnie z art 18.a.3 W przypadku gdy rada jednostki organizacyjnej wskazanej przez wnioskodawcę w trybie ust.1 i 2 nie wyrazi zgody na przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego, postępowanie prowadzi jednostka organizacyjna posiadająca uprawnienia do nadawania stopnia doktora habilitowanego wyznaczona przez Centralną Komisję.

Trochę to źle świadczy o habilitancie, że nie dokonał właściwego rozpoznania środowiska naukowego, w którym chce przeprowadzić postępowanie habilitacyjne. Jest ono wszczynane na jego/jej wniosek, a zatem należało dobrze sprawdzić, czy dana jednostka rzeczywiście może - ze względów merytorycznych kompetencji jej samodzielnych pracowników naukowych w ramach dyscypliny naukowej habilitanta - przeprowadzić takie postępowanie. Większość habilitantów dobrze sobie z tym poradziła w takiej sytuacji uczestnicząc w ogólnopolskich konferencjach naukowych, a tym samym poznając badaczy z tego samego kręgu zainteresowań poznawczych czy uczestnicząc w pracach zespołów problemowych i subdyscyplinarnych, które zostały powołane przez Komitet Nauk Pedagogicznych i działają pod ponad 30 lat.

Jednak osoby spoza środowiska naukowego, niezatrudnione w nim lub też takie, które zostały wyrotowane z uniwersytetu czy politechniki z powodu braku habilitacji, mogą mieć nie tylko mniejszą orientację w powyższych kwestiach, ale i swoje uprzedzenia. Tym samym mógł ktoś celowo złożyć wniosek o wszczęcie postępowania habilitacyjnego w jednostce, o której wiedział, że niemalże na pewno odmówi przeprowadzenia postępowania. Wówczas bowiem, jeśli tak się stawało, a nie było to rzadkie zjawisko, miał świadomość ustawowego zmuszenia innej jednostki(uczelni) z uprawnieniami do podjęcia takiego wniosku i przeprowadzenia postępowania habilitacyjnego.

W zdecydowanej większości przypadków, o ile orientuję się w tej kwestii, rzeczywiście było to nawet konieczne. Zły wybór, niewłaściwe wskazanie przez habilitanta jednostki do przeprowadzenia jego postępowania habilitacyjnego zbytecznie wydłużało czas takiej procedury. wszystkie decyzje muszą bowiem być zatwierdzane przez ciała kolegialne uczelni i Centralnej Komisji Do spraw Stopni i Tytułów, a te pracują zgodnie z przyjętym kalendarzem obrad. Nie to jednak jest najważniejsze.

Pojawia się bowiem problem, kto ponosi koszty postępowania habilitacyjnego kandydata, który nie jest zatrudniony w szkolnictwie wyższym? Habilitant w ogóle nie musi być zatrudniony. Może być emerytem, rencistą, prowadzić własną działalność gospodarczą itd. Tymczasem wszystkie uczelnie mają przygotowane warunki umów dotyczących ponoszenia przez habilitantów (via uczelnia, zakład pracy czy indywidualnie) pełnych kosztów postępowania habilitacyjnego, a są one rzeczywiście bardzo wysokie (każda uczelnia ma inne, ale mieszczące się w granicach ok. 21-25 tys. zł).

Uczelnia wskazana przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów nie może już odmówić przeprowadzenia postępowania habilitacyjnego dla wnioskodawcy, niezależnie od tego, czy jest zatrudniony w szkole wyższej, czy też nie jest. Kwestia finansowania nie może tu być powodem do odmowy. Żaden powód nie wchodzi w grę poza jednym, a mianowicie utratą uprawnienia do nadawania stopni naukowych. Koszty takiego postępowania ponosi dana jednostka bez względu na to, kim jest habilitant.

Piszę o tym dlatego, że w wielu jednostkach, także na moim Wydziale, toczą się postępowania habilitacyjne osób, które wskazały je jako właściwe, a uczelnie żądają od nich podpisania zgody na pokrycie kosztów. Jeśli ktoś już zapłacił całość lub jakąś część, to powinien złożyć pozew do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego przeciwko danej uczelni, by zwróciła mu bezprawnie pobrane opłaty. Nie ma bowiem podstawy prawnej do obciążania kosztami postępowania habilitacyjnego osób spoza środowiska państwowych szkół wyższych.

Natomiast dla wniosków w sprawie postępowania habilitacyjnego, które są objęte już nowym Prawem o szkolnictwie wyższym każdy wnioskodawca o ich wszczęcie musi zapłacić. Jeżeli jest pracownikiem państwowej szkoły wyższej (uniwersytet, politechnika, akademia, wyższa szkołą zawodowa), to koszty ponosi jego pracodawca. To jest słuszne, bo skoro uczelnie państwowe zatrudniają nauczycieli akademickich na stanowiskach naukowo-badawczych lub badawczych, to muszą ponosić koszty ich naukowej weryfikacji. Tym bardziej jest to istotne, że zatrudniane w nich kadry są utrzymywane ze środków publicznych.

Osoby prywatne, spoza uczelni państwowych muszą ponieść koszty postępowania o nadanie stopnia naukowego doktora czy doktora habilitowanego. Te na szczęście zostały ustawowo zredukowane do minimum. Będzie zatem dla uczelni państwowych i osób prywatnych dużo taniej. To powinno ucieszyć przede wszystkim płatników, także tych, którzy nie są zatrudnieni w państwowym szkolnictwie wyższym.

W tytule wprowadziłem znak zapytania, bowiem w znanych mi już trzech przypadkach habilitanci zostali poproszeni o podpisanie zobowiązania dotyczącego pokrycia kosztów postępowania habilitacyjnego, tymczasem w nowej ustawie kest to jednoznacznie określone i bezdyskusyjne. Muszą zapłacić.

Dlaczego zatem w postępowaniach toczonych na podstawie już wygaszanej ustawy nie mieliby płacić? Jak to się ma do odpowiedzialności władz uczelni za prawidłowe gospodarowanie finansami publicznymi? Czyżby uniwersytety straciły w tym względzie swoją autonomię?

Dlaczego ta sprawa nie została jednoznacznie określona przez ministra nauki i szkolnictwa wyższego?

27 lutego 2020

Wrocławska Szkoła Przyszłości Plus - Ryszarda M. Łukaszewicza



Właśnie ukazała się najnowsza książka profesora Ryszarda Macieja Łukaszewicza - twórcy Wrocławskiej Szkoły Przyszłości p.t. Wrocławska Szkoła Przyszłości PLUS, czyli lepsze jest możliwe. Działania praktyczne, wizje i projekcje nowego-innego-twórczego" (Wrocław 2020).

Tym razem, chociaż zapewne nie w konwencji politycznej, autor poszerzył nazwę własną tej wyjątkowej na świecie szkoły alternatywnej o symbol PLUS. Ma ten zapis swoje uzasadnienie, bo jest autobiograficznym i etnopedagogicznym podsumowaniem ewolucji SZKOŁY od momentu powstania idei, modelu teoretycznego w 1972 r. aż po czas teraźniejszy, z jakże twórczym, pięknym i mądrym wychyleniem w przyszłość.

Wszystkie dzieła Łukaszewicza tworzą ALE, czyli Alternatywę Lepszej Edukacji w odróżnieniu od tego spójnika, którym 99,9 proc.nauczycieli stosuje, po wysłuchaniu Profesora,a nawet zobaczeniu dokonań WSPP (Wrocławskiej Szkoły Przyszłości Plus), by skonstatować je typowym w oświacie komentarzem ALE...SIĘ NIE DA.

Łukaszewicz potwierdził, że da się, o ile ma się pomysł, silny charakter, wolę walki i umysł otwarty na świat wraz z zachodzącymi w nim i prognozowanymi zmianami. Jego marzenia o innej edukacji - jak pisze - były permanentnie przemieniane na wielorakie próby praktyczne; to dorobek długich dziesięcioleci (1985-2015). Od początku realizowana przede wszystkim na trzech ścieżkach: warsztatów aktywności niekonwencjonalnej, edukacji przedszkolnej oraz szkoły podstawowej z różnymi modyfikacjami. (...) od początku był to model otwarty, dynamiczny i elastyczny" (s.6).

Nie ma w Polsce drugiej takiej szkoły i to nie dlatego, że nie mogłaby powstać, że nie znalazłby się kolejny kreator ALE, ale dlatego, że system szkolnictwa publicznego i niepublicznego obciążony jest syndromem wyjątkowej nieżyczliwości wobec ALTERNATYW. Trzeba zatem mieć wyjątkową siłę własnej woli i wsparcie INNYCH, by można było BYĆ SOBĄ dla wszystkich tych, którzy - wraz z kreatorem ALE - są gotowi podjąć wyzwanie udania się z nim w podróż "ścieżką pogranicza z przygodą życia".

Taka SZKOŁA nie powstaje dla władz, nie jest też SZKOŁĄ z ukrytym imperatywem koniecznego jej naśladowania, ale stanowi WYSPĘ OPORU WOBEC EDUKACYJNEJ PRZECIĘTNOŚCI, SZARZYZNY, OCZYWISTOŚCI, IDEOLOGICZNEJ UŻYTECZNOŚCI, DYDAKTYCZNEJ TANDETY, NAUCZYCIELSKIEGO WYPALENIA, LEKCEWAŻENIA DZIECI WRAZ Z ICH POTENCJAŁEM ROZWOJOWYM. Mógłbym tak wymieniać setką słów wszystko to, co staje się kulturową i psychoedukacyjną degradacją pod szyldem głównie szkoły publicznej, bo niektóre szkoły niepubliczne stały się od lat okazją dla prywatnego biznesu bez jakiejkolwiek wizji psychologicznej, antropokulturowej czy pedagogicznej kształcenia, czyli wzajemnego uczenia się siebie, innych i świata.

Łukaszewicz od początku swojej akademickiej drogi, najpierw w czasach podłego bolszewizmu, potem w okresie niepewnej transformacji ustrojowej stworzył niepowtarzalne i nieporównywalne do innych środowisko uczenia się z młodymi, na miarę nieobecnego przecież w PRL i nadal w III RP dydaktycznego paradygmatu konstruktywistycznego. Powstała zdescholaryzowana szkoła, oryginalne środowisko kreatywnego odczytywania potencjału uczniów i towarzyszących w ich życiu dorosłych, którzy potrafią tworzyć na co dzień "teatr własnej wyobraźni". Jak pisze Łukaszewicz:

(...) edukacja jest/staje się sztuką i praktykowaniem prowokowania potencjału ludzi; staje się uczeniem, uczeniem się i rozwijaniem możliwości każdego w wieloraki sposób i na wszelkie okazje po to, aby zmieniać świat na lepsze i przekraczać siebie? (s.5) Trzeba tylko chcieć wyzwolić się z gorsetu ograniczeń, które są poniekąd naszymi własnymi, mentalnymi, a nie tylko heterogenicznymi powodami usprawiedliwiającymi niemoc, niechęć, ignorancję.

Jakie to wspaniałe, że obok zupełnie innej, równie autorskiej i genialnej w humanistycznym wymiarze, choć powstałej w 1989 r. a już nieistniejącej - Szkoły Laboratorium profesora Aleksandra Nalaskowskiego w Toruniu, która przetrzymała aż (tylko?) 25 lat transformacji, WROCŁAWSKA SZKOŁA PRZYSZŁOŚCI PLUS trwa nadal i rozwija skrzydła naszej wyobraźni, fascynując nowymi odkryciami przez dzieci alchemii wszechświata i... radości uczenia się.

Jeśli ktoś jeszcze nie zaakceptował ujęcia wychowania za Klausem Schallerem jako umożliwianie dziecku odkrywania własnego człowieczeństwa, to wystarczy, by zajrzał - jeśli nie do WSPP - to chociaż do publikacji R.M. Łukaszewicza, w których pisząc o szkole, o edukacji opowiada zarazem o człowieku z tyczką, o transgresyjnym marzycielu pokonującym kolejne poziomy zadanego mu "wdzierania się w przyszłość", pomimo istniejących przeszkód, żywiołów, zastawianych na niego sieci.

Autor książki zabiera nas ze sobą w podróż do wydawałoby się fikcyjnego świata, do miejsca, które nie może/powinno istnieć, skoro niemalże wszyscy zostaliśmy otoczeni zasiekami etatystycznej i/lub zorientowanej na rynek edukacji szkolnej. On sam wybrał edukację z wyobraźnią, by włączając w nią kolejne pokolenia dzieci wraz z ich rodzinami, stworzyć wszystkim prawdziwie wolny wybór uczenia się jako grze o życie w schole otium, a nie schole negotium.

Czym jest edukacja? Jak pisze twórca WSPP - "przyjmujemy bowiem, ze edukacja to przecież możliwość kreowania możliwości ludzkich. Dodajmy, że to możliwości kreowania możliwości zawsze zaczynały rozwijanie możliwości każdego w wieloraki sposób i na wszelkie okazje,. lecz w XXI wieku to "przykazanie" trudno "przecenić!" (...) rozumiemy edukację jako proces celowego tworzenia, organizowania i reorganizowania okazji do urzeczywistniania się życia ludzkiego w jego humanistycznych treściach. Polega ona zatem na uczeniu /uczeniu się - choćby częściowym - konstruktywnego ingerowania w bieg zdarzeń w celu przekształcania świata i samourzeczywistniania się człowieka w takim zakresie, w jakim jest to dla każdego możliwe, jest ona oparta na wizjach własnych możliwości ludzi, optymalizujących rozwój określonego indywidualnie, a społecznie ważkiego ideału doskonałości"(s. 44-45)

Opowieść o szkole jest opowieścią o nowoczesnej edukacji, o byciu/stawaniu się zmianą, odkrywaniem tego, co Alicja z Krainy Czarów zobaczyła po drugiej stronie lustra. Książka Łukaszewicza jest dziełem sztuki, także wydawniczej, bowiem została pięknie napisana, zredagowana i wydana. To rzadkość w naszym kraju, gdzie jednak naukowcy niechętnie wzbogacają swoje teksty ilustracjami, malarskimi dziełami, fotografiami o częściowo kronikarskim nachyleniu jako rejestru wydarzeń i ich efektów, a przecież mamy już metodologię analiz takich dzieł także w humanistyce i naukach społecznych.

Jak to dobrze, że powstają książki o szkole przeszłości-teraźniejszości- i zarazem szkole przyszłości, szkole dla duchowości, wyobraźni, praktyki zmieniania siebie, świata i kreatywnego uczestniczenia w życiu innych. Łukaszewicz po raz kolejny zaraża nas swoją fascynacją, twórczą edukacyjnie misją, w której można podpatrzeć także coś dla siebie, dla własnych uczniów czy dzieci w rodzinie, by doświadczyć dramatis personae dzięki gościnie na ul. Skwierzyńskiej we Wrocławiu. Całość zamyka niezwykle bogata bibliografia rozpraw różnego rodzaju i duchowego formatu publikacji Ryszarda M. Łukaszewicza oraz jego współpracowników czy także analityków i recenzentów.

Wydana przez Fundację Wolnych Inicjatyw Edukacyjnych nie przyniesie autorowi znaczących punktów w ocenie parametrycznej dyscypliny, którą reprezentuje. Na szczęście napisał ją dla nas żyjących w antropocenie, dla nauczycieli, naukowców, rodziców, publicystów, miłośników alternatywnej edukacji i dla młodzieży, która przeniesie w dalszą przyszłość wartość opisanych działań, wizji i projekcji nowego, innego, twórczego uczenia się w świecie wyłaniających się ignorantów i kulturowych barbarzyńców.

26 lutego 2020

Prof. Agnieszka Cybal-Michalska przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN


W dniu wczorajszym odbyło się pierwsze po wyborach posiedzenie Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN nowej kadencji 2020-2023, w trakcie którego wręczono nominacje jego członkom oraz dokonano wyboru władz wykonawczych Komitetu. Komitety pełnią funkcje ciał doradczych i opiniodawczych. Opracowują stanowiska i ekspertyzy naukowe dla administracji państwowej, pomagają w rozwiązywaniu określonych kwestii naukowych. Opiniują akty normatywne dotyczące nauki, jej zastosowań oraz kształcenia. Zajmują się także upowszechnianiem i wprowadzaniem wyników badań, oraz wspierają rozwój poszczególnych dyscyplin.

Przy Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN działają 24 komitety naukowe: Komitet Historii Nauki i Techniki; Komitet Językoznawstwa; Komitet Nauk Demograficznych; Komitet Nauk Ekonomicznych; Komitet Nauk Etnologicznych; Komitet Nauk Filozoficznych; Komitet Nauk Historycznych; Komitet Nauk o Finansach; Komitet Nauk o Kulturze; Komitet Nauk o Kulturze Antycznej; Komitet Nauk o Literaturze; Komitet Nauk o Pracy i Polityce Społecznej; Komitet Nauk Orientalistycznych; Komitet Nauk Organizacji i Zarządzania; Komitet Nauk o Sztuce; Komitet Nauk Pedagogicznych; Komitet Nauk Politycznych; Komitet Nauk Pra- i Protohistorycznych; Komitet Nauk Prawnych; Komitet Nauk Teologicznych; Komitet Psychologii; Komitet Słowianoznawstwa; Komitet Socjologii oraz Komitet Statystyki i Ekonometrii.


Przewodniczącą Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN została prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska, obecna dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu. Tym samym siedziba Komitetu będzie w Poznaniu, gdzie wydawany jest także periodyk KNP "Rocznik Pedagogiczny".

Wiceprzewodniczącymi KNP PAN zostali profesorowie:

Stefan M. Kwiatkowski, rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie

Roman Leppert z Wydziału Pedagogiki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

Władze PAN ograniczyły liczbę członków prezydium we wszystkich komitetach naukowych. Tym samym weszło w jego skład tylko trzech profesorów:

Barbara Kromolicka z Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego.

Jerzy Nikitorowicz z Wydziału Nauk o Edukacji Uniwersytetu w Białymstoku

Marzenna Zaorska z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

Prowadzący obrady kurator Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN, wbrew zapowiedziom, nie udostępnił członkom Komitetu Nauk Pedagogicznych wyników wyborów. Jest to zdumiewająca praktyka, która przenosi się z polityki władz państwowych na korporacje uczonych. Ciekawe, czy Przewodnicząca Komitetu wystąpi do władz PAN o odtajnienie danych wyborczych? Czy może wszyscy zadowolą się niewiedzą i brakiem transparencji w tej kwestii?

Bardzo proszę o kierowanie wszelkiej korespondencji na nowy adres Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN:

Wydział Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu
ul. Szamarzewskiego 89
60-568 Poznań

Szczególnie jednostki planujące w bieżącym roku organizować międzynarodowe czy ogólnokrajowe konferencje pod patronatem Komitetu powinny na powyższy adres kierować swoje wnioski do czasu ustalenia przez Prezydium trybu postępowania w tym zakresie. W minionej kadencji wnioski w sprawie patronatu rozpatrywał prof. Stefan M. Kwiatkowski.

Podobno zmieniły się zasady prawne powoływania przy komitetach naukowych zespołów problemowych. Do 2019 r. działało przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN 19 zespołów, którymi kierowali członkowie KNP lub członkowie-specjaliści, a więc osoby powołane do KNP poza trybem wyborczym, żeby mogły być kontynuowane działania środowisk o określonej specjalności pedagogicznej. Dzięki temu mógł działać Zespół Pedagogiki Społecznej, który Komitet powierzył prof. Barbarze Smolińskiej-Theiss. W tej kadencji pani profesor została członkiem KNP w normalnym trybie wyborczym.

Życzę całemu Komitetowi i jego władzom jak najwięcej satysfakcji z podejmowanej aktywności na rzecz polskiej pedagogiki. Mam nadzieję, że przyczynią się do wzmocnienia wysokiej pozycji pedagogicznego środowiska naukowego w Akademii oraz w kraju. Jest ono bowiem poddawane ustawicznie rozprzestrzenianym wirusom ignorancji, nierzetelności i nieuczciwości naukowej, a zarazem włączane w powracającą falę presji władz rządzących, które oczekują instrumentalnego zaangażowania naukowców w zmiany o charakterze sprzecznym z funkcjami nauki i misją badań naukowych.

25 lutego 2020

Placówki oświatowe niechętne doktorantom



Pisze do mnie doktorant, który chce przeprowadzić w szkołach, w ramach przyjętego problemu badawczego, diagnozę interesujących go zjawisk. Napisał już część metodologiczną dysertacji doktorskiej i prawie skończył teoretyczną. W tak zwanym międzyczasie rozpoczął przygotowania do badań empirycznych. Zgodnie z założeniami w zaplanowanym przez niego pomiarze diagnostycznym mieli wziąć udział uczniowie szkół publicznych z terenu całej Polski.

Najpierw ustalił pełną liczbę szkół ponadpodstawowych w każdym województwie. Następnie wylosował określoną liczbę szkół do badania. Szynko się jednak okazało, że niemalże w co drugiej szkole odmówiono mu zgody na przeprowadzenie badań. Bywa, że niektórzy dyrektorzy szkół w ogóle nie podejmują rozmowy z doktorantem, jak dowiadują się, że chce przeprowadzić badania. Nie, bo nie. Drzwi zamknięte.

Co miał począć ów doktorant? Rozpoczął następne losowanie brakującej liczby szkół i spotkał się z tym samym problem. Jedni dyrektorzy nie pozwalają na badania, a inni urywają kontakt. Natomiast z tymi, którzy wyrazili zgodę, też nie jest łatwo, bowiem okazuje się, że jednym nie pasuje styczeń, innym lutym, a jeszcze innym czerwiec.

Stąd pojawiło się u młodego badacza pytanie - Czy dopuszczalne jest - na potrzeby pracy doktorskiej - wsparcie się badaniem korespondencyjnym? Nie jest bowiem w stanie przez pół roku podróżować po kraju i zbierać materiał empiryczny wbrew metodologicznym zasadom doboru próby.

Może spróbować przeprowadzić swoje badania niejako na odległość, wysyłając pocztą kwestionariusze ankiet do szkół z prośbą do nauczycieli, by przeprowadzili sondaż a następnie odesłali mu wypełnione ankiety na wskazany adres. Taka sytuacja pozwoliłaby szkołom na przeprowadzenie ankiet w dowolnym czasie, bez jego udziału. Tylko nie miał pewności, czy takie rozwiązanie odpowiada standardom badań w naukach społecznych w ramach przygotowywanej pracy doktorskiej.

24 lutego 2020

Medal "Za Zasługi dla Rozwoju Pedagogiki Współczesnej" otrzymał na WSE UAM profesor Stefan M. Kwiatkowski


Wydział Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wręczył w ub. tygodniu prof. dr. hab. Stefanowi M. Kwiatkowskiemu dr. h.c. multi - MEDAL ZA ZASŁUGI DLA ROZWOJU PEDAGOGIKI WSPÓŁCZESNEJ. W latach poprzednich Medal otrzymał Honorowy Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego prof. dr hab. Zbigniew Kwieciński.

Profesor Stefan M. Kwiatkowski jest rektorem Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Były przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN od szeregu lat kieruje przy Komitecie Zespołem Pedagogiki Pracy, który zajmuje się problematyką kształcenia zawodowego, kwalifikacji kadr kierowniczych oświaty, badaniami rynku pracy i rozwojem zawodowym osób podejmujących różne profesje oraz kompetencjami przyszłości.



Wyróżniony Medalem rozpoczął przygotowania Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej do obchodów w 2022 roku 100-lecia kształcenia pedagogów specjalnych w Uczelni, której podstawy dała Maria Grzegorzewska, a także wzbogacał swoją pedagogią Janusz Korczak. To w Warszawie powstał w dn. 12 czerwca 1922 roku Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej (PIPS)w wyniku połączenia Seminarium Pedagogiki Specjalnej i Instytutu Fonetycznego, kierowanego przez Tytusa Benniego. PIPS podlegał wówczas Ministerstwu Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego Rzeczpospolitej (MWRiOP).

Profesor Stefan M. Kwiatkowski kieruje Kapitułą Ogólnopolskiego Konkursu "Głosu Nauczycielskiego", która każdego roku wyłania NAUCZYCIELA ROKU. Jest profesorem nauk humanistycznych/społecznych, chociaż pierwszy stopien naukowy doktora uzyskał na Politechnice Warszawskiej w dziedzinie nauk technicznych na Wydziale Elektrycznym w 1975 r.


Zainteresowania naukowe Profesora obejmują pedagogikę pracy, andragogikę, a w ostatnich latach prowadzenie badan w zakresie standardów kompetencji zawodowych, przywództwa edukacyjnego i kształcenie kadr oświatowych. Jest promotorem 43 prac doktorskich z pedagogiki, recenzentem 95 dysertacji doktorskich, 26 prac habilitacyjnych, a także recenzentem w 14 postępowaniach o nadanie tytułu profesora i dwukrotnie w postępowaniach o nadanie tytułu doktora honoris causa.

Najważniejsze publikacje Laureata Medalu WSE UAM:

Kształcenie zawodowe – wyzwania, priorytety, standardy (2006, 2008);

Szkoła a rynek pracy (2006);

National Vocational Qualification Standards. The European Context (2007);

Przedsiębiorstwo w rozwoju zawodowym pracowników (2007);

Pedagogika pracy (2007);

Prevention of social exclusion of the youth (2008);

Edukacja ustawiczna. Wymiar teoretyczny i praktyczny (2008);

Przywództwo edukacyjne w teorii i praktyce (2010);

Przywództwo edukacyjne w szkole i jej otoczeniu (2011);

Przywództwo edukacyjne – współczesne wyzwania (2013).



Gratuluję wyróżnienia najwyżej notowanej w rankingach jednostki akademickiej, w której kształci się studentów pedagogiki i pedagogiki specjalnej.

23 lutego 2020

Jak dr Joanna Gruba upomniała się o potwierdzenie jej niekompetencji, co też stało się po raz kolejny faktem


Pani dr Joanna Gruba po raz n-ty uzyskała - na własną prośbę - rzeczowe potwierdzenie swojej naukowej niekompetencji.

W kwietniu 2019 r. skierowała do komisji dyscyplinarnych zatrudniających mnie uczelni (UŁ i APS), do Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz do komisji wyborczej do Rady Doskonałości Naukowej pozew o ukaranie mnie z tytułu opublikowanej przeze mnie w blogu krytyki jej ankiety jako pseudonaukowego wytworu wraz z wynikami internetowej diagnozy na podstawie metodologicznego bubla, a tym samym uzyskanych na jego bazie artefaktów.

Niestety, zamiast przeprosić odbiorców za swoją niewiedzę, pani ta nie tylko brnęła w udawanie, że krytyk nie ma racji, ale i uruchomiła "mściwy" atak na mnie za stwierdzenie prawdy o jej ignorancji.

Ktoś, kto - jak dr J. Gruba - rażąco narusza naukowe standardy, jest w takim działaniu PSEUDONAUKOWCEM. Nie jest to obraźliwe dla takiej osoby, bo to ona swoim wytworem obraziła wszystkich tych, którzy są rzetelnymi uczonymi. Zdradziła jako osoba ze stopniem naukowym doktora NAUKĘ i tych, którzy jej nadali ten stopień.

Władze trzech podmiotów: RGNiSW, RDN i APS szybko oddaliły wniosek pani J. Gruby. Rektor UŁ postanowił jednak wszcząć postępowanie wyjaśniające, kierując wniosek tej pani o jego zbadanie przez prawników-rzeczników dyscyplinarnych UŁ.

Dochodzenie trwało do minionego tygodnia. Nie wiem, o czym miało to świadczyć - czy o powadze, czy może o chęci "kneblowania" krytyki naukowej własnego pracownika naukowego? Ktoś miał w tym "ukryty interes", co można zrozumieć po lekturze najnowszej książki prof. Zbyszko Melosika p.t. "Pasja i tożsamość naukowca. O władzy i wolności umysłu" (Poznań 2019).Nie będę w tym miejscu formułował własnych hipotez, bo podjąłem działania mające na celu pociągnięcie do odpowiedzialności osoby naruszające prawo.

Przytoczę natomiast fragmenty (tylko ze względu na obszerność rzetelnej oceny aż na 7 stronach) decyzji Rektora UŁ prof. Antoniego Różalskiego odmawiającej wszczęcia postępowania wyjaśniającego wobec mojej osoby, gdyż zarzucany mi przez dr J. Grubę czyn nie nosi znamion przewinienia dyscyplinarnego. W uzasadnieniu prawnym tej decyzji są kluczowe argumenty nie tylko dla tej pani, ale także tych, którzy zdumiewająco afirmują jej niewiedzę i cytują w swoich sprawach.

Rozpatrująca sprawę prof. UŁ Agnieszka Krawczyk (Rzecznik Dyscyplinarny ds. Nauczycieli Akademickich UŁ) trafnie potwierdza, że mój wpis w blogu był konsekwencją opublikowania na łamach "Dziennika Gazeta Prawna" wywiadu z panią dr J. Gruby, w którym na podstawie błędnej naukowo diagnozy z dużą swobodą przekonywała, że "w polskim środowisku naukowym bardzo często nie liczy się wartość osiągnięć tylko układy towarzyskie. Zgodnie z uzasadnieniem respondentów w ankiecie, awans naukowy zależy od powiązań i układów z przedstawicielami władz uczelni".

Dalej prawniczka UŁ stwierdza:

"Nie ulega wątpliwości , że czytelnik wywiadu, zwłaszcza nie znający ścieżki kariery dr J. Gruby i przedmiotu działalności Fundacji Nauka Polska, wyciąga z lektury wniosek, że rzeczywiście polskie środowisko naukowe jest patologiczne, a stopnie i tytuły naukowe zdobywa się w nim za pomocą "układów" - towarzyskich, czy innych. Wrażenie takie wzmacnia odwołanie się w treści wywiadu do "badań" o naukowym charakterze, przeprowadzonych w formie "ankiety" wśród "respondentów" w postaci pracowników naukowych. Wrażenie takie wzmacnia dodatkowo występowanie dr J. Gruby w charakterze osoby opiniotwórczej, reprezentującej (doktor) i dobrze znającej "polskie środowisko naukowe", bo nie sposób innego wniosku wywieść z faktu, że z tak dużą swobodą prezentuje ona oceny na temat tegoż właśnie środowiska.

Wszystko to ma znaczenie dla oceny zachowania prof. Śliwerskiego, której kryteria należy formułować w nawiązaniu do celów zakreślonych przez ustawodawcę w Prawie o Szkolnictwie Wyższym i Nauce. W preambule tej ustawy wskazano wartości kluczowe dla nauki, takie jak "dążenie do [poznania prawdy", "fundamentalna rola nauki w tworzeniu cywilizacji", a w dalszej jej części zasady prowadzenia działalności naukowej, takie jak: odpowiedzialność każdego uczonego za jakość i rzetelność prowadzonych badań oraz za wychowanie młodego pokolenia, a także m.in. współkształtowanie standardów moralnych obowiązujących w życiu publicznym.

Ten cel ustawodawcy powinien determinować moralne postawy każdego pracownika naukowego. W tym kontekście staje się jasne, że czytelnik wywiadu, zwłaszcza pracownik naukowy, któremu nieobce są standardy w zakresie rzetelności prowadzonych przez pracowników nauki badań, zechce (powinien) sięgnąć do źródła. Uczynił to również prof. Śliwerski. Powstaje pytanie, czy jego reakcja po zapoznaniu się z materiałem źródłowym mieściła się w granicach zakreślonych przez prawo.

Odpowiedź na to pytanie jest jednoznacznie twierdząca, zważywszy na treść pytań ujętych w ankiecie. Znalazły się w niej m.in. następujące pytania: czy uważasz, że badania naukowe prowadzone przez adiunktów, przygotowujących się do postępowania habilitacyjnego spełniają warunek innowacyjności i oryginalności (...)? czy uważasz, że badania naukowe prowadzone przez doktorów habilitowanych i profesorów spełniają warunek innowacyjności i oryginalności (...)? Czy w Twojej jednostce są osoby, które otrzymały stopień doktora habilitowanego pomimo niewielkich osiągnięć naukowych, podczas gdy innym odmówiono nadania stopnia mimo dużo większego dorobku?"

Już te pytania powinny zdyskredytować rzetelność ankiety w oczach osób przystępujących do jej wypełnienia. Nie spełniają one podstawowych kryteriów badań ankietowych, są pozbawione logiki, sensu i nie dają szans na poznanie czegokolwiek, i z całą pewnością nie mogą pretendować do miana naukowych. Odwoływanie się do ich wyników stanowi nadużycie prawa do wolności badań naukowych, jest sprzeczne z celem ustawy P.s.w.n. i powinno spotkać się ze stosowną reakcją środowiska naukowego, które wszak - na podstawie wyników tych "badań" - zostało w wywiadzie prasowym przedstawione przez autorkę wywiadu i jego bohaterkę - dr J. Grubę - jako patologiczny układ towarzyski, nie mający nic wspólnego z prawdziwą nauką.

W tym kontekście nie budzi żadnych zastrzeżeń reakcja prof. Śliwerskiego, który nazwał bohaterkę wywiadu "pseudonaukowcem", czy "kompletnie niekompetentną", "niedouczoną panią doktor", "kompromitującą naukę". Dobór słów był kwestią drugorzędną, bowiem ich autor nie użył ich w recenzji, czy w artykule naukowym, tylko na blogu, który jest formą dziennika, umożliwiającego komentowanie otaczającej rzeczywistości (w luźniejszy z założenia sposób, niż w ramach wypowiedzi naukowej). Nie przekraczały one granic dozwolonej krytyki w przestrzeni publicznej. Mogłyby one za przekraczające takie granice uchodzić dopiero wtedy, gdyby zostały skierowane pod adresem osoby, która przeprowadziła rzetelne badania, właściwie je udokumentowała i nie sposób by było nic im zarzucić od strony metodologicznej.

Nadużycie, jakiego dopuściła się dr Gruba (nierzetelność badań, ferowanie kategorycznych, niczym nie popartych wniosków na temat patologii w środowisku naukowym i ich rozpowszechnianie) usprawiedliwiały w pełni reakcję prof. Śliwerskiego, który - jak każdy rzetelny naukowiec - obowiązany jest sprzeciwiać się tego rodzaju nadużyciom. Innymi słowy, choć każde w zasadzie wkroczenie w sferę dóbr osobistych innej osoby może być uznane za bezprawne, to jednak jest prawnie dopuszczalne w przypadku zaistnienia kontratypu, np. działania w uzasadnionym interesie, czy w ramach dozwolonej krytyki (zob. J. Forystek, Glosa do wyroku SN z dnia 3 grudnia 1986 r., I CR 378/86. PiP nr 6/1990, s. 119 i n.). Faktu tego nie zmienia subiektywne odczucie Prezes Fundacji, która poczuła się dotknięta wypowiedziami prof. Śliwerskiego. (...)"
.

Nie cytuję już dalej tego uzasadnienia, bo - jak już niejednokrotnie o tym pisałem - jest mi żal pani dr J. Gruby z powodu jej niskiej samowiedzy metodologicznej, którą popisała się nie tylko w konstrukcie tej ankiety.

Przytoczę jednak tak dla niej, jak i dla pozostałych osób usiłujących kneblować rzetelną krytykę naukową i określać jej sprawców adekwatnym mianem opinię Najwyższego Sądu Administracyjnego z orzeczenia dotyczącego sprawy odmowy nadania stopnia naukowego doktora habilitowanego z 26 kwietnia 1996 r. (III ARN 86/95, OSNP 1996/21/315):

"Ktokolwiek poddaje się jakimkolwiek recenzjom (...) musi się zawsze liczyć z tym, że może spotkać się również z recenzjami, których w najgłębszym przekonaniu nie będzie w stanie osobiście zaakceptować. Nikt bowiem nie przyjmuje chętnie otwartej dyskwalifikacji własnych umiejętności, talentu czy wiedzy." Z tymi skutkami musi też liczyć się osoba, która swój dorobek naukowy poddaje ocenie komisji habilitacyjnej, a następnie Centralnej Komisji . Charakter tego postępowania powoduje, że osoba, która się poddaje jakimkolwiek recenzjom w dziedzinie nauki, musi się liczyć z tym, że nie zawsze może je zaakceptować. W tym wyraża się przejaw wolności naukowej i prowadzenia nieskrępowanej dyskusji naukowej. (podkreśl. BŚ)


Ujawniajmy nieprawidłowości w nauce, ale czyńmy to rzetelnie naukowo. Gorąco polecam książkę Z.Melosika, by nie zgasła w nas pasja do nauki i wolności umysłu.



(źródło logo zlikwidowanej już przez dr J. Grubę Fundacji: Fb)

22 lutego 2020

Prezydent Andrzej Duda podsumowuje nominacje profesorskie, ale... jego służby wprowadzają w błąd opinię publiczną


Kampania wyborcza rozkręca się z każdym dniem. Pojawiają się nowi kandydaci. Na portalu Prezydenta Andrzeja Dudy zostały opublikowane statystyki nominacji profesorskich. Jak odnotowano:

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej w oparciu o wniosek Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły profesorskie pracownikom nauki i sztuki oraz nauczycielom akademickim. Decyzję o nadaniu tytułu profesora Prezydent RP podejmuje w formie postanowienia, wcześniej kontrasygnowanego przez Prezesa Rady Ministrów. Indywidualne akty nadające przedmiotowy tytuł, profesorowie odbierają z rąk Prezydenta.

Nie bardzo rozumiem, skąd w komunikacie pojawił się zapis stwierdzający, że Prezydent podejmuje powyższą decyzję w formie postanowienia wcześniej kontrasygnowanego przez Prezesa Rady Ministrów? Co ma wspólnego z tymi nominacjami premier rządu? Premier rządu nie ma nic do powiedzenia w procesie nominacji profesorskich. Nie przewidziano dla niego żadnej roli w USTAWIE z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki
(Dz. U. Nr 65, poz. 595, z późn. zm.)!

Po dość długo trwającej procedurze recenzenckiej zgodnie z art. 28. 1. Rada właściwej jednostki organizacyjnej po podjęciu uchwały popierającej wniosek o nadanie tytułu profesora przesyła go wraz z aktami postępowania, w terminie 1 miesiąca od podjęcia uchwały, do Centralnej Komisji.

2. Centralna Komisja podejmuje uchwałę o przedstawieniu albo o odmowie przedstawienia kandydata do tytułu profesora w terminie do 6 miesięcy od dnia otrzymania uchwały.

3. Centralna Komisja, w terminie 1 miesiąca od podjęcia uchwały o przedstawieniu kandydata do tytułu, składa do Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej wniosek o nadanie tytułu profesora.



Byłoby dobrze, gdyby w świetle mającej miejsce od kilku miesięcy krytyki Prezydenta A. Dudy o odmowie nadania tytułu naukowego profesora pomimo przedstawienia uzasadnionego przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów wniosku nie przerzucano na jakąś kontrasygnatę Prezesa Rady Ministrów, bo nie jest to zgodne z prawem. Prawdopodobnie służby w Kancelarii Prezydenta przekopiowały zapis, który dotyczy nominacji, ale nie profesorskich.

W wykazie danych statystycznych nie przewidziano kolumny dotyczącej odmów Prezydenta. Ilu zatem doktorów habilitowanych w ciągu minionych pięciu lat nie otrzymało tytułu naukowego profesora i w jakich dziedzinach oraz dyscyplinach naukowych? Kiedy przyjrzymy się danym statystycznym, to możemy zauważyć, że w roku 2019 a w stosunku do roku 2016 jedynie w naukach medycznych (91 w 2016 : 89 w 2019), naukach o kulturze fizycznej (3:2), naukach chemicznych (17:18), naukach fizycznych (14:11) ma miejsce względnie stała liczba nadanych tytułów naukowych profesora.

Natomiast wyraźny spadek, który wcale nie musi wynikać z odmów Prezydenta RP, ma miejsce w analogicznym okresie czasu w dziedzinie nauk humanistycznych (82:33), społecznych (27:13) i nauk prawnych (20:2)!

Czym tłumaczyć to zjawisko, że w jednych dziedzinach nauk przybywa profesorów np. w naukach biologicznych (12:22), naukach ekonomicznych (8:16), naukach farmaceutycznych (5:11) lub ma miejsce względnie zrównoważona reprodukcja np. w naukach matematycznych (7:7), a w innych dziedzinach nauk ubywa nam profesorów?

21 lutego 2020

Im więcej , tym gorzej



Nie jest żadnym odkryciem teza, że ilość nie przeradza się w jakość. Z tym fenomenem mamy do czynienia w naukach społecznych, gdy w grę wchodzi badanie powszechnie występujących zjawisk wychowawczych, edukacyjnych, terapeutycznych, opiekuńczych czy resocjalizacyjnych.


Mechanizmy wolnego rynku nie sprzyjają jakości w tych naukach, gdyż orientacja na maksymalizowanie finansowego zysku orientuje badacza na ilościowy wymiar jego pracy, która nie musi przekładać się na jakość. Ma to miejsce wówczas, gdy chce zarobić jak najwięcej wykorzystując posiadany już status profesjonalnego badacza, skoro ma stopień naukowy doktora psychologii, socjologii, pedagogiki, prawa czy nauk o polityce.

Nie jest jeszcze naukowcem w pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż w Polsce taki status przysługuje osobom ze stopniem naukowym doktora habilitowanego (lub jemu równoważnym np.z art. 21a) lub tytułem naukowym profesora. Jednak niektórym doktorom wydaje się, że skoro uzyskali już ten stopień - a pozostawmy na boku kwestię jakości i powodów tego awansu -to mogą urynkowić swój dyplom, spieniężyć jego symboliczną kulturowo i akademicko wartość.

Zakładają firmę, fundację, otwierają działalność gospodarczą i tak długo, jak są jeszcze pracownikami uniwersyteckimi nadużywają marki swojej uczelni do powiększania poziomu wiarygodności własnej firmy i działań poza akademickim środowiskiem. Im więcej chcą zarobić, tym mają mniej czasu na samokształcenie, na inwestowanie we własną wiedzę i metodologiczne kompetencje.

Prawnicy prowadzą kancelarie adwokackie, biura porad prawnych, są sędziami, pedagodzy angażują się w pracę oświatową, opracowują i sprzedają pomoce dydaktyczne czy materiały diagnostyczne, zaś socjolodzy i politolodzy dorabiają w firmach konsultingowych, sondażowych itd., itp.

W pewnym momencie akademickiej pracy dowiadują się, że jednak powinni wykazać się osiągnięciami naukowymi, bo jak ich nie będzie w sprawozdaniu, to nadejdzie konieczność rozstania się z uniwersytetem. Pojawia się wówczas zdumienie a nawet oburzenie, bo przecież tyle lat już pracują w uczelni, prowadzili tyle zajęć dydaktycznych, angażowali się w dodatkowe sprawy organizacyjne, a nawet wyjeżdżali w ramach Erasmusa do innych państw, a teraz władze oczekują habilitacji. Oburzające.

Trzeba zatem szybciutko coś zorganizować w tej sprawie. Coś publikowali, coś wytworzyli, więc teraz trzeba to tylko zebrać do kupy i nadać kształt habilitacyjnego wniosku. W stosunku do tych, którzy żyli nauką, ustawicznie doskonalili swój warsztat badawczy, poszerzali wiedzę, nawiązywali współpracę międzynarodową a nawet składali wnioski grantowe, ci zarabiacze na innych są poza naukową konkurencją.

Nie rezygnują jednak nawet wówczas, kiedy w wyniku oceny są zwalniani z uczelni, gdyż i tak mają rzeczywiste źródło dochodów. Wszczynają jednak postępowanie habilitacyjne, bo jest im ono do czegoś potrzebne. Jakież więc miota nimi oburzenie, kiedy recenzujący ich "dorobek" profesorowie odmawiają nadania stopnia doktora habilitowanego. Toż to jest niedopuszczalne.

Wydaje się takim osobom, że można tu jeszcze coś załatwić, stąd w środowisku akademickim tak trudno jest o jakość, gdyż niektórzy uciekają się do różnych form korupcji, plagiaryzmu itp. Ktoś jest radnym lub posłem, więc może coś załatwić, inny ma firmę, kancelarię, więc tym bardziej służyć może wsparciem, jeszcze inny będzie szukał "dojścia" do recenzentów, byle tylko byle-jakość została upełnomocniona awansem.

Tak oto sprawdza się kopernikańskie prawo, że oto zły pieniądz wypiera lepszy. Jak długo?

Ps. Minister nauki i szkolnictwa wyższego otrzymał II miejsce w konkursie na największą "Klimatyczną bzdurę roku".


20 lutego 2020

Przeciwstawiać się kłamstwom i manipulacji


Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński mówił do pielgrzymów przybyłych do Piekar Śląskich w dn. 31 maja 1979 r.: "MÓWCIE PRAWDĘ JEDNI DRUGIM, BOŚCIE SOBIE BRAĆMI..." .

Otóż to. Kiedy dane środowisko społeczne jak np. rada pedagogiczna w szkole czy społeczność akademicka w jakiejś uczelni czy akademickim towarzystwie nie jest wspólnotą, ale jest zorientowana na wzajemną rywalizację między osobami, na wrogość, wyniszczenie, to będzie generować kłamstwa, pomówienia, insynuacje, byle tylko wprowadzić zakłócenie we wzajemnych relacjach, obniżyć status tych, którym nie można niczego zarzucić poza ich oddaniem i zaangażowaniem w pracę czy aktywność społeczną. To szkoła bez duszy, bo bezduszna we wzajemnych relacjach.

W szkole, w której jej dyrektor czy nauczyciel chciałby dokonać istotnego przełomu, odejść od dominującego minimalizmu, tumiwisizmu, obojętności, zerwać z gorsetem niemożności, niechęci, przeciętności, jeśli nie będzie miał za sobą większości w radzie pedagogicznej, to przegra z kretesem. Tą przegraną może być wypalenie zawodowe, utrata zdrowia a nawet życia, zerwanie więzi społecznych, alienacja, otaczająca go podejrzliwość, nieżyczliwość, aktywność pozorna nauczycieli i uczniów.

Zaczną się prowokacje, donosy, skargi, anonimy, insynuacje, bo ci, którzy z różnych powodów nie chcą być aktorami zmiany, stworzą front totalnej, jawnej lub ukrytej opozycji. Ta ostatnia jest bardziej bolesna dla innowatora, bo rozpozna ją zbyt późno, żeby mógł jeszcze cokolwiek skorygować w swoich działaniach. Jakich to łajdactw nie robiono w wielu placówkach, by uchronić się od autentycznego i zaangażowanego spełniania profesjonalnych obowiązków.

Nie lubi się tych, którzy wychodzą przed szereg, tych, którzy chcą czegoś więcej, niż reprodukcji zastanych procesów, rozwiązań czy wyników działań. Szkoła staje się polem walki nie tylko z materią organizacyjną, programową, metodyczną, z samym sobą, ale zarazem z innymi. Innowatorzy wchodzą w konfrontację z tymi, którym też powinno zależeć na uczniach, na sensie własnej pracy pedagogicznej.

Szkoła, w której panują - fałsz, półprawdy, niedomówienia, kłamstwa, manipulacje czy intrygi staje się toksycznym środowiskiem nie tylko dla sprawców i ich ofiar w nauczycielskim gronie, ale także dla uczniów. W takim środowisku jakaś jego część rezygnuje z własnej wolności i prawdy.

Prymas Tysiąclecia mówił o tym, by koniecznie przeciwstawiać się złu, a nie jego utwierdzaniu. Rodzice uczniów mogą tu być silnym wsparciem dla tych, którym chce się pracować dla uczniów i z uczniami. Milczenie jest dla obojętnych czy toksycznych nauczycieli "złotem", bowiem mogą bezkarnie poniewierać uczniami i sobą nawzajem. W wyniku takich postaw szkoła staje się środowiskiem kształcącym ludzi bez twarzy, bez sumienia, zobojętniałych na wartość pracy, indyferentnych, konformistów, na których nikt już nie będzie mógł liczyć.

Środowisko akademickie jest jeszcze bardziej dotknięte toksycznymi relacjami międzyludzkimi, bo tu w grę wchodzi kategoria "kariery naukowej". Może właśnie dlatego nigdy nie nastąpi w nim zjawisko odsłony rzeczywistych powodów godzenia w czyjąś godność lub też wystawianie jej na "sprzedaż" przez te osoby, które jej nie posiadają. Z pokalaną duszą i ciałem pną się ku kolejnym stopniom naukowym i funkcjom. Są zdolni obejść prawo, wymagania, normy z bezkrytycznym poczuciem uzyskanych "zasług".

"Podawanie nieprawdy i świadome wprowadzanie w błąd zawsze ma w sobie pragnienie sukcesu, którego jeszcze nie ma, ale który ma się pojawić w przyszłości". (R. Nęcek, Państwo w nauczaniu społecznym Prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego, 2004, s. 108)

19 lutego 2020

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie udostępnia bezpłatnie dostęp do naukowej literatury


Studiujący mają dziś znakomite warunki do uczenia się, dostępu do literatury naukowej. Nie dość, że nareszcie biblioteki uniwersyteckie, politechnik i akademii dysponują wreszcie większymi zasobami na zakup krajowej i światowej literatury, to jeszcze zabezpieczają pracownikom akademickim dostęp do światowych baz czasopism. Nic tylko studiować, czytać i pisać, projektować i badać.

Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie udostępniła bezpłatnie możliwość korzystania z wielu spośród własnych wydawnictw naukowych przez wszystkich zainteresowanych. Z biegiem lat poszerza się ta oferta. Dzięki temu naukowcy i studenci mogą w dogodnych dla siebie warunkach sięgać do różnych źródeł wiedzy. Rolą nauczycieli akademickich, kierowników projektów badawczych jest zwracanie uwagi na to, które z rozpraw są wciąż aktualne, wartościowe, znaczące, ponadczasowe, a które wymagają polemik, rzetelnego naukowo polemicznego ich wygaszania czy odsłaniania w nich nielicznych, ale wciąż interesujących tropów badawczych.

Oto publikacje online:

Pedagogika wczesnej edukacji:

Józefa Bałachowicz, Krystyna Nowak-Fabrykowski, Zuzanna Zbróg - International trends in preparation of early childhood teachers in changing world

Józefa Bałachowicz, Adamina Korwin-Szymanowska, Ewa Lewandowska, Anna Witkowska-Tomaszewska - Zrozumieć uczenie się. Zmienić wczesną edukację

Józefa Bałachowicz, Irena Adamek - Kreatywność jako wymiar profesjonalizacji przyszłych nauczycieli wczesnej edukacji

Alicja Baum, Joanna Łukasiewicz-Wieleba, Justyna Wiśniewska, Iwona Konieczna - Innowacyjne wspieranie rozwoju uczniów. Projekt "Edukacja przez Szachy w Szkole"

Sławomir Śniatkowski, Danuta Emiluta-Rozya, Katarzyna Ita Bieńkowska (red.) - Norma i zaburzenia komunikacji językowej w kontekście edukacyjnym

Wanda Hajnicz, Agnieszka Konieczna - Proces włączenia się dziecka do grupy o sformalizowanych regułach funkcjonowania

PEDAGOGIKA MIĘDZYKULTUROWA

Urszula Markowska-Manista, Justyna Pilarska - An Introspective Approach to Women's Intercultural Fieldwork

Marta Cobel-Tokarska, Marcin Dębicki - Słowo i terytorium. Eseje o Europie Środkowej

Edyta Januszewska Urszula Markowska-Manista - Dziecko "inne" kulturowo. Z badań nad edukacją szkolną

Anna Odrowąż-Coates, Sribas Goswami - Symbolic violence in socio-educational contexts. A post-colonial critique

Urszula Markowska-Manista - The Contemporary Problems of Children and Youth in Multicultural SocietiesTheory, Research, Praxis

Barbara Pasamonik, Urszula Markowska-Manista (red.) - Kryzys migracyjny. Perspektywa społeczno-kulturowa. T. 1

Urszula Markowska-Manista, Barbara Pasamonik (red.) - Kryzys migracyjny. Perspektywa pedagogiczno-psychologiczna. T. 2

Manfred Liebel, Urszula Markowska-Manista - Prawa dziecka w kontekście międzykulturowości. Janusz Korczak na nowo odczytany

Urszula Markowska-Manista (ed.) - Children and Youth in Varied Socio-Cultural Contexts. Theory, Research, Praxis

Joanna Głodkowska , Justyna Maria Gasik, Marta Pągowska (eds.) - Studies on Disability. International Theoretical, Empirical and Didactics Experiences

Małgorzata Zaborniak-Sobczak, Katarzyna Ita Bieńkowska, Edyta Tomińska (eds.) - Selected issues of early-development support and education of children and youth with hearing impairment – comparative analysis on the example of five European countries

Anna Drabarek (ed.) – Around the Lvov-Warsaw School


PEDAGOGIKA MEDIALNA

Maria Trzcińska-Król Barbara Pilipczuk - Media w komunikacji nauczycieli i rodziców

Maciej Tanaś, Mariusz Kamola, Rafał Lange, Mariusz Fila BigData w edukacji. CONTENT 1.0 – prototyp aplikacji do analizy treści internetu


PEDAGOGIKA SZKOLNA I PEDEUTOLOGIA

Mirosław J. Szymański, Barbara Walasek-Jarosz, Zuzanna Zbróg (red.) - Zrozumieć szkołę. Konteksty zmian

Stefan T. Kwiatkowski, Dominika Walczak - Kompetencje interpersonalne w pracy współczesnego nauczyciela

Zbyszko Melosik, Mirosław J. Szymański - Tożsamość w warunkach zmiany społecznej

Alicja Baum, Joanna Łukasiewicz‐Wieleba - Korelaty uzdolnień szachowych. Środowiskowe badania nad młodymi adeptami królewskiej gry

Robert Pawlak - Przemiany edukacyjne w małym mieście

Mariola Wolan-Nowakowska (red.) - Poradnictwo zawodowe w szkole – ku możliwościom przeciw ograniczeniom

Małgorzata Jabłonowska - Edukacyjny wymiar samodzielności poznawczej. Szkice teoretyczne i dociekania empiryczne w kontekście zdolności uczniów gimnazjum


INTERDYSCYPLINARNE ZBIORY ROZPRAW DOKTORANTÓW - PEDAGOGIKA SZKOŁY WYŻSZEJ

Ewa M. Kulesza, Bernadetta Kosewska (red.) - Wolontariat studencki krajowy i zagraniczny

Katarzyna Kołaczyńska, Marcin Szostakowski, Edyta Zawadzka - Warsztaty badawcze doktorantów. Między uwiedzeniem metodologicznym a krytyką

Marta Krasuska-Betiuk, Małgorzata Jabłonowska, Sylwia Galanciak (red.) - Zeszyty Naukowe Forum Młodych Pedagogów. O poszukiwaniu, poznaniu i tworzeniu samego siebie. Perspektywa teoretyczna i empiryczna

Michał Kwiatkowski, Anna Odrowąż-Coates (red.) - Raporty z badań pedagogicznych 2

Krystyna Heland-Kurzak, Marcin Szostakowski, Marta Trusewicz-Pasikowska - Doktoranckie doświadczenia i refleksje badawcze

Magdalena Cieślikowska, Marcin Szostakowski (red.) Warsztaty badawcze doktorantów – między teorią a praktyką metodologiczną

SOCJOLOGIA

Marta Cobel-Tokarska, Anna Pokrzywa, Magda Prokopczuk - Miasto na dyplomach. Szkoła Profesor Elżbiety Tarkowskiej

Ewa Grudziewska, Marta Mikołajczyk (red.) - Wybrane problemy społeczne. Teraźniejszość – Przyszłość

Marta Mikołajczyk - Rodziny bezdomnych matek. Charakterystyka i działania pomocowe

Krzysztof Dziurzyński, Ewa Duda (eds.) What is New in the Field of Education?

HISTORIA OŚWIATY

Hanna Markiewiczowa, Iwona Czarnecka (red.) - Szkolnictwo, opieka i wychowanie w Królestwie Polskim od jego ustanowienia do odzyskania przez Polskę niepodległości 1815–1918

Hanna Markiewiczowa, Iwona Czarnecka (red.) Sto lat polskiej oświaty (1918–2018)


PEDAGOGIKA OGÓLNA - TEORETYCZNE PODSTAWY WYCHOWANIA

Dorota Jankowska (red.) - Pedagogika dialogu. Emancypacyjny potencjał dialogu

Helena Ciążela, Wioletta Dziarnowska, Włodzimierz Tyburski (red.) Wobec zagrożenia globalnym kryzysem ekologicznym, technologiczna korekta czy aksjologiczna przebudowa?

Jarosław Gara, Dorota Jankowska, Edyta Zawadzka (red.) Pedagogika dialogu. Pomiędzy w intersubiektywnej przestrzeni edukacji

Anna Drabarek Przedmiot aksjologii. Dyskusje o naturze wartości moralnych

PEDAGOGIKA SPOŁECZNA - ANDRAGOGIKA - GERONTOLOGIA

Monika Dominiak-Kochanek - Metody wychowawcze rodziców a agresja interpersonalna młodych dorosłych

Ewa Grudziewska, Marta Mikołajczyk, Jolanta Zozula (red.) Pomoc społeczna i praca socjalna w dobie dynamicznych przemian społecznych

Urszula Jeruszka, Jan Łaszczyk, Barbara Marcinkowska, Franciszek Szlosek (red.) Nauka Edukacja Praca

PEDAGOGIKA SPECJALNA

Małgorzata Walkiewicz-Krutak - Mózgowe uszkodzenie widzenia u małych dzieci. Studium teoretyczno-empiryczne

Barbara Trochimiak, Mariola Wolan-Nowakowska (red.) - Zatrudnianie wspomagane szansą na samodzielność osób z niepełnosprawnością

Katarzyna Ziomek-Michalak - Zasoby osobiste a oczekiwania zdrowotne polskich seniorów

Joanna Głodkowska, Iwona Konieczna, Radosław Piotrowicz, Grażyna Walczak (red.) - Interdyscyplinarne konteksty wczesnej interwencji, wczesnego wspomagania rozwoju dziecka

Wanda Hajnicz, Agnieszka Konieczna (red.) – Indywidualne wsparcie edukacyjne

Małgorzata Walkiewicz-Krutak Mózgowe Uszkodzenie widzenia u małych dzieci

Małgorzata Paplińska, Małgorzata Walkiewicz-Krutak (red.) Tyflopedagogika wobec współczesnych potrzeb wspomagania rozwoju, rehabilitacji i aktywizacji społecznej

Joanna Głodkowska, Kasper Sipowicz, Iwona Patejuk-Mazurek (red.) Tradycja i współczesność pedagogiki specjalnej w tworzeniu społeczeństwa dla wszystkich. W 95-lecie Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej

Patrycja Jurkiewicz Rodzeństwo osób z niepełnosprawnością intelektualną w drodze od osamotnienia do zaradności, zrozumiałości i sensowności

Dorota Danielewicz, Jarosław Rola (red.) Stare dylematy i nowe wyzwania w psychoterapii

Joanna Głodkowska, Kasper Sipowicz, Iwona Patejuk-Mazurek (red.) Pedagogiki specjalnej w tworzeniu społeczeństwa dla wszystkich. W 95-lecie Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej


ŻYCZĘ MIŁEJ LEKTURY!

18 lutego 2020

Co ma piernik (prawników i RPO) do wiatraka (RPO, RDN i PAN)?



Chyba nudzi się zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich, skoro wysyła do Przewodniczącego Rady Doskonałości Naukowej pismo dotyczące recenzowania artykułów naukowych w czasopismach prawniczych. Co ma z tym wspólnego RDN? Nie wiem. Chyba Rzecznik się nudzi i nie bardzo wie, czym powinien się zająć.

Redakcje czasopism publikują na swoich stronach informacje o zasadach recenzowania artykułów, które do nich są skierowane. Autorzy - prawnicy skarżą się do RPO na powszechną praktykę nieudostępniania im treści recenzji negatywnej, w wyniku której ich tekst nie jest publikowany. Jeśli już to się zdarzy, to recenzje są lakoniczne, powierzchowne, nie pozwalające autorom rozpraw na właściwe skorygowanie tekstu.

Nadawca Stanisław Trociuk - zastępca Rzecznika Praw Obywatelskich skierował zapytanie do Przewodniczącego RDN, chociaż ten organ nie jest ani nadzorującym w naszym kraju procedury wydawnicze czasopism, ani też nie ma prawa ingerowania weń na jakimkolwiek etapie prac redakcyjnych, czy docierają doń tego typu skargi i czy istnieje potrzeba rewizji dotychczasowych zasad sporządzania recenzji w czasopismach naukowych? Chyba skarżący się do RPO słabo znają prawo, a i zastępca rzecznika ma z tym problem.

Ba, narzekający na wydawców czasopism prawniczych uważają, że powinny być im dostępne nie tylko recenzje (z tym się zgadzam), ale i dane o recenzentach, żeby mogli ostrzec redakcje przed niewysyłaniem do konkretnych osób ich artykułu. W końcu doczekaliśmy się czasów, kiedy to oceniani uważają, że mają kompetencje do recenzowania ekspertów i powinni sami wskazywać, do kogo należy skierować ich maszynopis.

Nie sądziłem, że z aż tak patologicznym myśleniem mamy do czynienia w środowiskach prawniczych. Nie przypuszczałem, że RPO nie ma wiedzy na temat kompetencji organów centralnych. Zamiast skierować skargę autorów do Komisji Ewaluacji Naukowej, za sprawą której czasopisma znajdują się w wykazie MNiSW czasopism punktowanych, to kieruje ją do Komisji do Spraw Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk. Jak widać, tylko prezydent RP wszędzie i ciągle się uczy. Zastępca RPO ma z tym problem.

17 lutego 2020

Kolejna kompromitacja dr Joanny Gruby


W grudniu 2019 r. wpłynął do kwestor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie wniosek dr Joanny Gruby z woj. śląskiego w ramach ustawy o dostępie do informacji publicznej o przekazanie jej informacji, jaka kwota ze środków publicznych została przekazana na wydanie moich publikacji. Oczywiście należało też poinformować wnioskodawczynię o tym, ileż to książek, artykułów ośmieliłem się napisać i wydać korzystając ze środków publicznych. Zapadło wielkie zdumienie, bowiem nikt jeszcze nigdy nie dochodził tego typu spraw. Po co komu wiedza na ten temat?

Pani dr Joanna Gruba tłumaczyć się nie musi. Pisze, że mają jej udostępnić określone informacje, bez dyskusji, bo takie jest prawo. Podobnej treści roszczenie skierowała do władz Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie niektórzy mogli tylko popukać się znacząco w głowę, ale... jak ktoś chce mieć takie informacje, to nie ma problemu.

Administracja obu uczelni przygotowała konkretną odpowiedź, zamiast zająć się poważnymi sprawami dla nauki i obsługi pracowników czy studentów. W końcu mamy demokrację. Osobiście jestem zwolennikiem transparencji, więc nawet ucieszył mnie fakt, że sam dowiem się, ileż to kasy ktoś zarobił na moich publikacjach.

Pani Gruba nie jest bowiem w stanie zrozumieć, pojąć (swoim urażonym umysłem w wyniku wykazywania jej tego stanu przez wielu naukowców, ale i sędziów i prokuratorów), że naukowcy nie czerpią korzyści ze swojej pracy naukowo-badawczej, kiedy w grę wchodzi opublikowanie jej wyników. Na naszych publikacjach, a więc korzysta ze środków publicznych i tym samym zarabia:

- redaktor książki,

- recenzent książki,

- składacz tekstu,

- ilustrator,

- drukarz,

- uczelnia (wydawca) sprzedająca dany tytuł.

Autor nie tylko nie zarabia, ale utrzymuje przy profesjonalnym życiu wiele osób. Tymczasem ignorantka przytacza ogólną kwotę, która została przeznaczona ze środków publicznych, na wydanie publikacji prof. dr hab. Bogusława Śliwerskiego w latach 2009-2019:

1) 3240,54 zł Zrozumieć szkołę. Konteksty zmiany 1 Szymański Mirosław Józef, Walasek-Jarosz Barbara, Zuzanna Zbróg ( red. ), 2016, Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej, ISBN 978-83- 64953-53-8, - jest to koszt poniesiony przez APS za całość publikacji, APS nie dysponuje rozróżnieniem tej kwoty na poszczególne artykuły.

2) 5852,00 zł Pedagogika dialogu. Emancypacyjny potencjał dialogu / Jankowska Dorota Małgorzata ( red, ), 2017, ISBN 9788364953965 - jest to koszt poniesiony przez APS za całość publikacji, APS nie dysponuje rozróżnieniem tej kwoty na poszczególne artykuły.

3) 6176,90 zł Pedagogika ogólna. Podstawowe prawidłowości, Kraków: Oficyna Wydawnicza _Impuls- 2012, ISBN 978-83-62828-17-3, nakład 600 egz. — publikacja współfinansowana w ramach projektu „Kompleksowy program doskonalenia potencjału dydaktycznego i organizacyjnego Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej" Numer projektu: UDA -POKL.04.01.01-00-319/08-00

Łącznie:15 269,44 zł


Wyjaśniam nieświadomej nonsensowności jej dochodzenia:

Książka nr 1) to praca zbiorowa nawet nie pod moją redakcją, w której znajduje się mój artykuł jako jeden z siedemnastu:

Najzabawniejsze jest to, że kwotę 3240,54 zł należy podzielić na 17 autorów, co wynosi 190, 62 zł na autora.

Książka nr 2 to także praca zbiorowa, nie pod moją redakcją, w której znajduje się mój skromny artykuł jako jeden z 22, tym samym, gdyby pani Gruba była uczciwa w swoich wyliczeniach, to powinna stwierdzić, że Wydawnictwo - a nie Śliwerski - zainwestowało w artykuł każdego z 22 autorów 26, 59 zł. .

Wreszcie książka nr 3 - tu błędnie Wydawnictwo APS poinformowało panią Gruby, że została ona wydana przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" w ramach w/w projektu. Otóż nie jest to prawdą. Książka ukazała się w Wydawnictwie APS (ISBN 978-83-62828-17-3) jako podręcznik akademicki, który został bezpłatnie rozdany studentom wszystkich typów studiów, a ja nie miałem z tego tytułu żadnego honorarium. Pani J. Gruba nawet nie przeczytała, więc może sobie wyciągać z tego jakie tylko chce wnioski.

Natomiast Uniwersytet Łódzki wydał moją książkę p.t. "Turystyka habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016" w wersji drukowanej i e-book-owej ponosząc z tego tytułu koszt 9400,-zł. Książka rozeszła się w ciągu 2 miesięcy i trzeba było szybko zrobić dodruk. Jako autor naukowej monografii nie otrzymałem z tego tytułu ani jednej złotówki! To w końcu kto powinien mieć tu pretensje i do kogo? Może pani dr J. Gruba sfinansuje moje kolejne książki, skoro jest tak bardzo zainteresowana moją twórczością? A może ta pani chciała habilitować się na Słowacji i teraz ma o to żal, że ścieżka została ukrócona?


Muszę zatem zmartwić panią doktor, bo jak sobie dobrze policzy, to z budżetów obu uczelni wydano na moje publikacje 15 794,11 zł. A ja chciałbym wiedzieć, ile na tych publikacjach oba wydawnictwa zarobiły na moich rozprawach? Może pani doktor to sprawdzi? Może pomoże nam ustalić, jaki jest los naukowca, na którego rozprawach zarabiają wszyscy, tylko nie on? Rzecz jasna, nie mam o to żalu, ani pretensji. Uważam, że skoro pracuję w uczelni publicznej a ta wydaje moje artykuły czy książki, to niech służą tym, którzy je (d-)oceniają. Wydawnictwo APS udostępnia bezpłatnie większość swoich publikacji.

Czy pani dr J. Gruba uda się w związku z tym do prokuratury, by oskarżyć wydawców o bezpłatne upowszechnianie rozpraw naukowych, których wydanie było możliwe dzięki środkom publicznym? Czy pani J. Gruba nie ma jakichś osobistych kłopotów, problemów, że zajmuje się takimi bzdetami, wzbudzając podejrzenia o coś nieprawidłowego? Może taki dr Józef Wieczorek czy dr Herbert Kopiec jako wybitni komentatorzy stanu polskiej pedagogiki mogliby pomóc tej pani, bo zdaje się, że wymaga tego w różnych zakresach? Szkoda człowieka, a ich mądrość może dobrze posłużyć rozumiejącemu wglądowi w naukę i obowiązujące w niej standardy.

Tymczasem mogę skonstatować: nie dość, że pani dr J. Gruba jeszcze nie nauczyła się metodologii badań społecznych, jeszcze nie przeczytała wszystkich książek, które chciałaby zaklasyfikować do naukowych do czego przyznaje się na swoim portalu - jako ktoś, kto skompromitował się już wielokrotnie w szkolnictwie wyższym jako pseudonaukowiec, a jej macierzysty Uniwersytet Śląski rozwiązał z nią stosunek o pracę i odmówił - jak sama o tym pisze - przeprowadzenia kolejnego postępowania habilitacyjnego, to jeszcze dalej brnie w ignorancji, kompromitacji i nonsensownemu wystawianiu własnej osoby na pośmiewisko. Czy warto?

Czytelnicy bloga dalej czekają na wyjaśnienie, jak to jest możliwe, że osoba ze stopniem naukowym doktora nie potrafi skonstruować poprawnie narzędzia do najbardziej banalnego kwestionariusza ankiety? Studenci uczą się na kompromitujących ją błędach, ale może wreszcie skonstruowałaby coś porządnego? Pan prezydent się uczy, codziennie, wszędzie. Może i pani doktor też zacznie?

Zaczynam poważnie martwić się o moje koleżanki i kolegów, którzy wydają swoje rozprawy tylko i wyłącznie w uniwersyteckich oficynach. Wkrótce pani dr Joanna Gruba zapewne zacznie dochodzić, ileż to z publicznej kasy wydatkowano na ich książki? Moje kilka sztuk, to pikuś przy wielu profesorach i doktorach, którzy są uczonymi z klasą, a wydali kilkanaście książek autorskich i pod swoją redakcją.

16 lutego 2020

Facebookowa kampania wyborcza z socjologicznie uzasadnianą stronniczością w tle


Skoro na konwencji partii władzy pojawiła się reklama Facebooka wraz z apelem, by wszyscy jej zwolennicy byli aktywni na fejsie, to nie ma co, trzeba stamtąd uciekać. Teraz bowiem już nie odróżnimy hejterów, trolli, kłamców, manipulatorów od rzeczników prawdy. Coraz częściej spotykam się z uwiedzionymi przez postprawdę, wierzącymi w brednie, które są tam publikowane, a przecież nie bez powodu czasopisma i media "władzy" uzyskały dotację, by przekonać obywateli do utrzymania lub wyboru tego czy innego kandydata na prezydenta.

Mam tyle ciekawych książek do przeczytania, tyle jeszcze interesujących działań w zakresie kształcenia młodych kadr naukowych, kilka nowych projektów badawczych i związanych z nimi publikacji, że proszę się nie zdziwić z powodu mojej nieobecności na Facebooku. Czas na kwarantannę, na dystans do lawiny śmieci, pseudoinformacji, komentarzy i opinii, gdyż w czasach próby, doświadczeń wymagających szczerości, odwagi i uczciwości nagle znikają afirmanci, zachwycający się tym czy owym, upominający się o to czy owo.

Ciekaw jestem, czy autorzy książki "Państwo Platformy.Bilans zamknięcia" - A. Zybertowicz, A. Gurtowski i R. Sojak (Warszawa 2015) byliby w stanie napisać teraz książkę i wydać ją pod tytułem: "Państwo PiS. Bilans trwania"? Toruńscy przedstawiciele nauk społecznych, nauk socjologicznych, dzielą się z czytelnikami autorefleksją, iż w ogóle nie jest możliwe obiektywne spojrzenie na swój kraj. Można zatem per analogiam powtórzyć sformułowane przez nich pytanie - uwzględniając jedynie nazwę koalicji władzy - na następujące:

Czy jest możliwa sprawiedliwa ocena rządów koalicji Prawo i Sprawiedliwość – w latach 2015-2019? Zwłaszcza w sytuacji, gdy, czego nie ukrywają, polityczne sympatie autorów ulokowane są po tej właśnie stronie? I kto miałby uznać, że jakaś ocena jest sprawiedliwa? Czy w ogóle o swój kraj można troszczyć się w sposób naukowy? Na przykład, czy można w obiektywny sposób mierzyć jakość rządzenia? (s.15)

Autorzy stwierdzają, że wprawdzie istnieją naukowe metody pomiaru procesów społecznych, (..) ale stopień ich wiarygodności i użyteczności jest o wiele mniejszy, niż mogłoby się wydawać osobom pozostającym na zewnątrz badań naukowych (tamże, s. 18).

Słusznie stwierdzają, że brakuje w Polsce Centrum Analiz Strategicznych, a więc takiego ośrodka badań naukowych, którego celem byłoby diagnozowanie funkcji rzeczywistych organów władzy centralnej, polityki w skali makro - intra- i interpaństwowej. (…) Tylko taka instytucja, z odpowiednimi uprawnieniami, dostępem do informacji i gwarancją politycznej niezależności (rozumianej np. jako równowaga wpływów) mogłaby realizować w sposób ciągły i w pełni systematycznie zadanie (...).

Zbieramy dane i informacje dotyczące różnych aspektów funkcjonowania państwa. Zakładamy, że nagromadzenie informacji o negatywnych zjawiskach/faktach – zwłaszcza tych, które uporczywie powtarzają się od lat – pozwala wnioskować o systemowym charakterze niektórych patologii państwa, nawet jeśli charakter owego systemu pozostaje dla obywateli i badaczy zakryty. (s.18-19)
.

Przedmiotem takich badań powinna być polityka oświatowa/edukacyjna państwa, polityka kulturalna i w sferze szkolnictwa wyższego oraz nauki. Co jednak uczynić z przeświadczeniem, które stawia pod znakiem zapytania dotychczasowe socjologiczne, ekonomiczne a nawet edukacyjne raporty naukowe, skoro, jak piszą socjolodzy:

"Stronniczość jest naturalną ludzką postawą poznawczą. (…) Nasz umysł w taki sposób orientuje nas w otoczeniu, że wobec tego, co doświadczamy, bardzo rzadko zajmujemy neutralną postawę. Nasz naturalny odbiór rzeczywistości zawsze nasycony jest „ocennością”. (...) (…) te zbiorowości ludzkie, które nie są świadome swej naturalnej stronniczości – nierzadko prowadzącej także do poważnych błędów poznawczych – wikłają się w złudzenia, formują wyobrażenia , którymi nierzadko może zarządzać ktoś inny(s.22).


Uważajmy zatem, bo naszą stronniczością nie tylko do wyborów prezydenta RP już od dawna zarządzają jacyś inni, dla wielu z nas niewidoczni. Nie tylko na wybory należy iść z własną głową, sercem i rękoma, a nie z Facezbukiem.

(źródło : FILE PHOTO: Small toy figures are seen in front of Facebook logo in this illustration picture)

15 lutego 2020

Bezzasadność podnoszenia niektórych kwestii przez doktorów w skargach do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego


Podniosę we wpisie kwestie, które są przedmiotem kierowanych przez doktorów czy doktorów habilitowanych skarg do WSA w związku z odmową nadania im stopnia naukowego czy w sprawie postępowania o nadanie tytułu naukowego profesora. Korzystam w tym przypadku z orzeczeń Naczelnego Sądu Administracyjnego, w których zainteresowani znajdą odpowiednią wykładnię. Osoba ubiegająca się o nadanie stopnia doktora lub doktora habilitowanego może wnieść od uchwał, o których mowa w art. 14 ust. 2 i art. 18a ust. 11, jeżeli są one odmowne, odwołanie do Centralnej Komisji za pośrednictwem właściwej rady w terminie miesiąca od dnia doręczenia uchwały wraz z uzasadnieniem

Dla nauczycieli akademickich, którzy nie mają wykształcenia w naukach prawnych, nie są to łatwe zagadnienia, toteż najczęściej korzystają oni z usług kancelarii adwokackich. Te zaś przygotowują wnioski, mimo iż prawnicy są świadomi bezzasadności zawartych w nich niektórych treści. Różne są tego powody. Przegrana w WSA i NSA naraża naukowców na koszty, a przede wszystkim na stratę czasu i utratę zaufania do wymiaru sprawiedliwości. Skoro bowiem adwokat czy radca prawny zapewniał o wygranej, to dlaczego przegrali? "Wiadomo, wina jest po stronie sędziów" - powiadają.

Niektórzy mylnie uważają, że można w odwołaniu powoływać się na kodeks postępowania administracyjnego. Można, ale jest jedno ALE:

Postępowanie w sprawach o nadanie stopnia naukowego ma wyjątkowy charakter wynikający ze specyfiki tych spraw. Postępowanie to cechuje znaczna odrębność w stosunku do postępowania prowadzonego wprost na podstawie przepisów Kodeksu postępowania administracyjnego. Stosownie do art. 29 ust. 1 ww. ustawy, w postępowaniu tym przepisy k.p.a. mają odpowiednie zastosowanie w zakresie nieuregulowanym w ustawie. Oznacza to, że jeżeli omawiana ustawa zawiera szczególną regulację (lex specialis), to nie ma podstaw do stosowania w tym zakresie przepisów k.p.a. Oznacza to, że niektóre przepisy Kodeksu w ogóle nie znajdują w tym postępowaniu zastosowania (por. wyrok NSA z 20 kwietnia 2007 r., I OSK 1661/06).

Skargę do WSA można oprzeć na następujących podstawach:

1) naruszeniu prawa materialnego przez błędną jego wykładnię lub niewłaściwe zastosowanie; np. recenzent w postępowaniu nie uwzględnił wszystkich przedłożonych do oceny publikacji, co zostało udokumentowane w protokole z posiedzenia komisji habilitacyjnej i rady wydziału, a tym samym zapewne i w treści odwołania, albo przywołał dowody publikacje, które nie zostały wskazane przez habilitanta. Specyfika postępowania wyjaśniającego w ramach postępowania habilitacyjnego polega na tym, że ocenie podlega materiał dowodowy samodzielnie wybrany i przedstawiony przez habilitantkę wraz z wnioskiem o wszczęcie postępowania habilitacyjnego.

2) naruszeniu przepisów postępowania, jeżeli uchybienie to mogło mieć istotny wpływ na wynik sprawy
np. naruszenie ustawowej procedury w postępowaniu habilitacyjnym.


Oto kilka spraw oczywistych, chociaż nie dla większości z nas:

1) Sądy administracyjne nie nie mają kompetencji do rozstrzygania, czy osoba ubiegająca się o uzyskanie stopnia naukowego doktora habilitowanego posiada znaczny dorobek naukowy, a przedłożona przez kandydata rozprawa habilitacyjna stanowi znaczny wkład w rozwój określonej dyscypliny naukowej.

Sąd administracyjny (...) nie jest uprawniony do merytorycznej kontroli recenzji stanowiących m. in. podstawę wydania uchwały przez Radę Wydziału. W ramach postępowania sądowego nie dochodzi tym samym do oceny trafności opinii recenzentów w aspekcie dorobku naukowego kandydata i wartości naukowej przedstawionej pracy habilitacyjnej, dlatego zarzuty w tym zakresie uznać należało za chybione.

Jeżeli zatem doktorzy chcą odwoływać się do wojewódzkiego sądu administracyjnego w powyższej kwestii muszą liczyć się z tym, że nie będą one przedmiotem badania.

Od tego jest:

- dla wniosków habilitacyjnych wszczętych do 30 kwietnia 2019 r. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów

- dla wniosków wszczętych po 1 października 2019 r. - Rada Doskonałości Naukowej.

Każdy z tych organów powołuje w sprawie kompetentnych rzeczoznawców. Tylko te podmioty są uprawnione do rozstrzygania powyższej sprawy. W merytorycznym zakresie recenzenci powołani w postępowaniu przed Centralną Komisją mają obowiązek ocenić osiągnięcia naukowe habilitanta, a ich ocena ta nie podlega badaniu sądu.


2) Sądy administracyjne rozpatrują skargi w sprawach formalnych, a nie merytorycznych. Tym samym nie są powołane do rozstrzygnięcia, czy słusznie recenzje sporządzone w postępowaniu habilitacyjnym były negatywne w treści, pomimo, że we wszystkich recenzjach wyrażone zostało jednoznacznie pozytywne dla habilitanta stanowisko w odniesieniu do spełnienia przesłanek do uzyskania stopnia naukowego doktora habilitowanego.

3) Sądy administracyjne nie są powołane do oceny zasadności zakwestionowania przez radę wydziału (radę dyscypliny naukowej) złożonego przez habilitanta cyklu publikacji jako rzekomo powiązanych tematycznie z dyscypliną czy problematyką badawczą. Nie dotyczą one bowiem kwestii formalnych, lecz merytorycznych, które ostatecznie decydują o podjęciu uchwały przez uprawnione do tego organy kolegialne uczelni.



14 lutego 2020

O niszczeniu miłości w życiu dzieci


W roku akademickim 1995/1996 zgłosiła się na moje seminarium magisterskie studentka Anita Woźniak. Studentów, którzy wiedzą, co ich tak naprawdę interesuje, mających pasję studiowania, interdyscyplinarnego analizowania kluczowych dla socjalizacji i wychowania zjawisk zawsze się pamięta, bo wnoszą do akademickiej kultury i nauki postawy autentycznego zaangażowania. Studentka wiedziała, że chce poświęcić swoją pracę magisterską wówczas wciąż jeszcze osłanianego tabu problemem przemocy rodziców wobec dzieci.

Anita świetnie znała język angielski, ale wówczas, ćwierć wieku temu, nie mieliśmy jeszcze takiego dostępu do światowej literatury, jak dzisiaj. Wysyłała zatem listy do amerykańskich i brytyjskich psychologów, psychoterapeutów, specjalistów od badania dziecięcej traumy na skutek wykorzystywania ich cielesności przez dorosłych. Otrzymała kilkadziesiąt nadbitek artykułów naukowych z USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii, toteż napisana przez nią dysertacja odwoływała się do angloamerykańskiej literatury naukowej.

W okresie PRL zjawisko seksualnej przemocy wobec dzieci objęte było ścisłą cenzurą. Nie wolno było o nim pisać, bo przecież socjalizm był - w świetle ówczesnej propagandy - oazą kolektywnego szczęścia i troski o najmłodsze pokolenie. Anita Woźniak zdobywała teksty naukowców korespondując z nimi dzięki adresom, które znajdowały się w abstraktach ich artykułów. Na ponad 200 wysłanych listów otrzymała około 150 zwrotnych odpowiedzi wraz z kopiami publikacji.

Wielu uczonych oferowało nawet swoją pomoc, konsultacje, gdyby potrzebowała dodatkowych wyjaśnień. Wiele publikacji zdobyła też dzięki pobytowi w Berlinie w ramach Letniej Szkoły Pracowników Socjalnych. Wszystkie teksty czytała i tłumaczyła na użytek własnych metaanaliz, toteż moja rola ograniczała się do czuwania nad układem treści, logiką i klarownością narracji. Swoją rozprawą chciała też zachęcić koleżanki i kolegów ze studiów do dostrzeżenia ogromnych możliwości rozwojowych, jakie wynikają z samodzielnego nawiązywania kontaktów międzynarodowych i interdyscyplinarnego podejścia do problemów badawczych.

Tak było ćwierć wieku temu. Dzisiaj, kiedy studenci mają otwarty dostęp do światowych bibliotek, naukowych zasobów najlepszych uczonych z najwyżej lokowanych w badaniach społecznych uniwersytetów na świecie, zapytani o to, czy przeglądali w sieci, w repozytoriach dostępną literaturę naukową w języku angielskim, niemieckim, hiszpańskim, rosyjskim czy francuskim wzruszają ramionami, chowają się za plecami innych, byle tylko nie oczekiwać od nich umysłowego wysiłku, zaangażowania, autotelicznej ciekawości świata.

Zastanawiam się nad tym, jak to jest możliwe, że w czasach, kiedy było tak trudno o dostęp do światowej literatury wielu studentów wykorzystywało najmniejszą okazję, by tylko mieć dostęp do niej, by znaleźć czas na udział w wykładzie otwartym, gościnnym zagranicznego czy krajowego profesora, wybitnego badacza, specjalisty, eksperta określonej tematyki, a dzisiaj, kiedy zapraszam tuzy światowej nauki o wychowaniu, na tłumaczony wykład przyjdzie 3 studentów? W swoich pracach dyplomowych bezmyślnie, bezkrytycznie przepisują starą, zdezaktualizowaną już literaturę przedmiotu, bo ta - jak się okazuje - jest dostępna w repozytoriach krajowych uczelni. Nie obchodzi ich to, czym zajmują się uczeni z innych krajów. To, co ich interesuje, to jak obszerny ma być rozdział teoretyczny.

Studentka napisała znakomitą pracę magisterską liczącą 240 stron. Scharakteryzowała w niej historię przemocy wobec dziecka, ukazała dylematy związane z definiowaniem toksycznego w społeczeństwach oddziaływania dorosłych na dzieci, zrekonstruowała etiologię zjawiska przemocy rodziców wobec dzieci wraz z rozpoznanymi przez badaczy następstwami w życiu ofiar owej przemocy. Całość zakończyła pogłębioną metaanalizą przemocy seksualnej rodziców wobec dzieci.

Przytaczane przez magistrantkę klasyfikacje, typologie form przemocy, jej uwarunkowania i stopień nasilenia wcale się nie zmieniły. Nadal jesteśmy jako społeczeństwo niezdolni do obrony dzieci przed najpodlejszym oddziaływaniem przemocowym wobec nich jako istot słabszych, często bezbronnych, nadmiernie ufających tym, którzy powinni być wzorami i gwarantami ich bezpieczeństwa oraz wspomagającymi ich rozwój i odkrywanie przez nich pełni własnego człowieczeństwa.

Wiedza o czynnikach prowadzących do degeneracji niektórych środowisk rodzicielskich, a dzisiaj coraz więcej wiemy o tej patologii także w innych środowiskach socjalizacyjnych i opiekuńczo-wychowawczych (domy dziecka, wspólnoty wyznaniowe, ośrodki resocjalizacji i socjoterapii, bursy, internaty itp.), wciąż nie sprzyja temu, by można było zabezpieczyć dzieci przed przemocą i związaną z nią traumą.

Anita Woźniak zamieściła w swojej rozprawie także ryciny ilustrujące zaistniałą przemoc wobec dziecka wraz z opisem śladów, żeby wychowawcy, opiekunowie mogli ją rozpoznać i odpowiednio zareagować. Scharakteryzowała też behawioralne wskaźniki przemocy fizycznej. Zachęcałem już wykształconą pedagog, by przygotowała na podstawie tej pracy książkę, którą moglibyśmy wesprzeć profesjonalnych i społecznych wychowawców w rozpoznawaniu powyższego zjawiska. Niestety, jej przełożona nie wyraziła na to zgody.

Minęło 25 lat, a przemoc wobec dzieci ma się dobrze. Koło przemocy wobec dzieci przestępców w "białych", "czerwonych", "niebieskich" i "czarnych" kołnierzykach toczy się z coraz większą siłą i przyjmuje coraz to nowsze formy. Państwo jest słabe, a nawet niektórzy jego funkcjonariusze czerpią z tej przemocy korzyści. Rzecznik Praw Dziecka jest tu instytucją bezradną, nieefektywną, reagującą tylko wówczas, kiedy dojdzie do tragicznych wydarzeń w życiu dzieci.

Dzisiaj Anita Woźniak jest adiunktem w Katedrze Pedagogiki Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego prowadząc - już jako Anita Gulczyńska - znakomite badania w działaniu, etnopedagogiczne w środowisku dzieci ulicy. O jej sukcesach naukowych pisałem także w blogu.