28 sierpnia 2017

Letnie odsłony akademickiej nieuczciwości



Po powrocie z wakacji przejrzałem zgromadzoną prasę. Sezon był raczej ogórkowy, ale zdarzały się też wydarzenia, które nie powinny umknąć uwadze krytycznego pedagoga.
W pierwszej dekadzie lipca pojawiły się w mediach doniesienia o dwóch zjawiskach akademickiej nieuczciwości. Kłamstwo ma krótkie nogi, więc prędzej czy później wyjdzie na jaw, nie ucieknie przed dociekliwością instytucji czy osób prywatnych.

Łódzki adwokat Piotr Paduszyński wystąpił w imieniu swojej klientki (poszkodowanej) do władz Społecznej Akademii Nauk w Łodzi z wnioskiem o udostępnienie pracy magisterskiej, która stała się podstawą uzyskania stopnia zawodowego magistra przez obecnego ministra infrastruktury i budownictwa Adama Adamczyka. Awansowany do tak kluczowego stanowiska 55-letni polityk PIS z Krzeszowic został zobowiązany przez prezesa partii - Jarosława Kaczyńskiego do uzupełnienia wykształcenia. Czyżby tak się spieszył, że coś umknęło jego uwadze?

Jak informowała red. Paulina Pawłowska z redakcji Dziennika Łódzkiego ów funkcjonariusz rządowy uzyskał dyplom magistra w zaskakująco krótkim czasie na wydziale zamiejscowym SAN w Olkuszu.

Nic dziwnego, że ekspresowe tempo i być może także temat pracy dyplomowej wzbudziło czyjeś zainteresowanie. Nie ono jednak stało się podstawą roszczeń. Pojawiło się bowiem podejrzenie o plagiat, a kradzież czyjejś pracy jest przestępstwem, które w świetle ustawy o szkolnictwie wyższym nie ulega przedawnieniu. Tego typu nieuczciwość powinna być ścigane, a w wyniku jej udowodnienia, uczelnia powinna przeprowadzić weryfikację nadanego stopnia.

Plagiaryzmowi zaprzeczył nie magister-minister, ale rzecznik kierowanego przez niego Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, co już samo w sobie zrodziło w tej sprawie podejrzenie opinii publicznej. Społeczna Akademia Nauk w Łodzi nie chce ujawnić pracy, ale prawo stoi w takiej kwestii po stronie ofiary. Właśnie taką postawę zajmuje obecny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Prędzej czy później tę pracę będzie można pozyskać na drodze prawnej.

Ciekawe było dla mnie to, skąd ktoś wiedział, że praca tego ministra jest plagiatem? Czyżby została zastawiona na niego pułapka? A może w grę wchodzi zamówienie tej pracy w jednej z firm? Czy może mamy tu do czynienia z pomówieniem albo jakąś prowokacją polityczną?

Drugą z wakacyjnych sensacji okazał się wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie w sprawie złożenia przez dziekana Wydziału Prawa, Administracji i Zarządzania Uniwersytetu Jana Kochanowskiego (UJK) w Kielcach i b. posła SLD, dr. hab. Wojciecha Saletrę, nieprawdziwego oświadczenia lustracyjnego o braku współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w okresie PRL. Na mocy postanowienia sądu profesor UJK stracił to stanowisko, a jednostka akademicka tej uczelni traci powagę.

Jak informował portal WP:

"W styczniu b.r. kielecki sądu uznał Saletrę kłamcą lustracyjnym i orzekł wobec naukowca utratę biernego prawa wyborczego oraz zakaz pełnienia funkcji publicznych przez cztery lata. Saletra ma też zapłacić część kosztów sądowych, w kwocie 5 tys. zł." Odwołanie dziekana do Sądu Apelacyjnego nie pomogło, gdyż ten potwierdził zatajenie w złożonym oświadczeniu lustracyjnym faktu, iż w latach 1984-87 był on tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, o pseudonimie "Tadeusz".

(...) lustrowany podpisał zobowiązanie do współpracy, sporządził też 17 informacji dla funkcjonariuszy, z czego 12 własnoręcznie. Prokurator Instytutu uznał, że kontakty lustrowanego z SB były bezpośrednie, świadome, tajne i cykliczne, a funkcjonariusze pozyskiwali je operacyjnie - co wypełnia warunki stwierdzenia "kłamstwa lustracyjnego".

Funkcjonariuszy SB czy byłych TW jest jeszcze bardzo wielu w szkolnictwie wyższym, a szczególnie w państwowych wyższych szkołach zawodowych i w wyższych szkołach niepublicznych. IPN udostępnił archiwa, toteż nie tylko historycy badający dzieje współczesnej Polski, ale także zainteresowani tym zjawiskiem sami mogą wpisać imię i nazwisko naukowca, by sprawdzić, czy był powiązany z tajnymi służbami minionego reżimu.