05 maja 2017

Maturalne potyczki polityczne w mediach


Politycy już jakiś czas temu dali się wciągnąć w medialną grę o ocieplanie własnego wizerunku, by być lepiej odbieranymi w społeczeństwie i skuteczniej zabiegać o głosy wyborców. Rozpoczęte wczoraj egzaminy maturalne stały się znakomitą okazją dla dziennikarzy, by naciągnąć swoich interlokutorów na zwierzenia z egzaminu dojrzałości.

Swobodna rozmowa w rozgłośni radiowej czy w redakcji pisma wygasza mechanizm samokontroli, toteż szybko wychodzi na jaw potrzeba błyśnięcia przed młodymi, podlizania się im w dniu pełnym napięcia, stresu i obaw o własną przyszłość. Politycy o nią troszczyć się nie muszą, szczególnie wówczas, kiedy reprezentują wysokie stanowiska w państwie. Nawet po odejściu z salonu i zaprzestaniu pilnowania żyrandola wydaje im się, że mają jeszcze szansę zagrać z młodym pokoleniem w ingracjację.

W mediach społecznościowych zawrzało z samego rana, kiedy najpierw na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego wysokiej klasy specjalista od komunikacji publicznej zamieścił życzenia z ortograficznym błędem (Życzymy tegorocznym maturzystą):


Dla ocieplenia wizerunku ministra Piotra Glińskiego wydobyto szybko informację sprzed tygodnia o tym, że za kilka miesięcy przyjdzie na świat jego drugie dziecko, zaś ów analfabetyczny wpis szybko wykasowano. Dla podtrzymania jakże charakterystycznej dla Polaków miłości do nowonarodzonych szybko upowszechniono kolejny news, że Robertowi Lewandowskiemu już urodziła się pociecha płci żeńskiej, której dano na imię Klara. To znaczy, że "idzie" na pokój, a nie na wojnę. Można zatem odpuścić złośliwości ministrowi A. Maciarewiczowi.

Wstydliwa wpadka ministerstwa okazała się niczym wobec wspomnień b. prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, który przyznał, że nie tylko ściągał na maturalnym egzaminie z matematyki, ale też pomagali mu w tym nauczyciele.

"– Matematyka poszła mi bardzo dobrze dzięki bardzo solidarnej współpracy z kolegami i koleżankami, ale także - nie ukrywam - pomogli nam nauczyciele, no i zdałem matematykę. Po wielu, wielu latach okazało się, że nauczycielka od matematyki to późniejsza żona mojego kolegi z obozu internowania – przyznał Komorowski."

Tylko patrzeć, jak zajmie się tą sprawą prokuratura lub IPN, bo kto wie, czy nie stały za tym jakieś służby?

Tymczasem do zatarcia niegodnego wybryku prezydenta ruszyli internauci z opozycji wobec obecnego obozu władzy. Wprawdzie nie znaleźli żadnego haka na prezydenta Andrzeja Dudę, ale szybko wynaleźli w swoich archiwach domowych (To chyba jacyś polityczni kronikarze?) wspomnienie oraz wywiad prezesa Prawa i Sprawiedliwości - Jarosława Kaczyńskiego.

"Wyłudzona" w powyższy sposób matura z matematyki B. Komorowskiego okazała się przysłowiowym pryszczem wobec faktu, że dziś najważniejszy polityk prawicy przyznał się w swojej książce z 2011 r. do czegoś znacznie poważniejszego, a mianowicie: ""(...) Prawdopodobnie nielegalnie skończyłem 11. klasę i zdałem maturę, a potem poszedłem na studia" (...) Otóż zdarzyło mi się nie zdać z 10. do 11. klasy i mimo to wylądowałem w ostatniej klasie, a następnie po odkręceniu tego znalazłem się w liceum na Woli".


Kiedyś byliśmy najweselszym obozem w krajach socjalistycznych, teraz zaś w krajach Unii Europejskiej. Młodzież tymczasem przystępuje do kolejnych egzaminów. Być może któryś maturzysta lub któraś z maturzystek nosi w plecaku buławę przyszłej władzy? Niech nie udziela wywiadów.