27 maja 2016

Co dobrego słychać w makropolityce edukacyjnej?


Trzeba przyznać, że powołana przez Prezydenta Andrzeja Dudę Narodowa Rada Rozwoju, chociaż ukonstytuowała w swoim gronie zespół ekspertów ds. edukacji, od lutego br. chyba się nie spotkała, a w każdym razie na stronie Prezydenta nie ma żadnej wzmianki o jej jakiejkolwiek działalności. Owszem, są powołani eksperci, więc pewnie - z racji braku kwalifikacji przez część z nich, bo reprezentują w swej większości bardzo wąskie zakresy kompetencji (poza prof. Aleksandrem Nalaskowskim, który jest tu jedynym fachowcem w zakresie nauk pedagogicznych i praktyki edukacyjnej) - potrzebują więcej czasu. W każdym razie, nie zorganizowali jeszcze żadnej sesji i nie podjęli żadnego problemu oświatowego.

Tymczasem kierująca resortem edukacji Anna Zalewska wyraźnie przyspiesza w odwracaniu patologicznych rozwiązań, które istotnie miały miejsce w polskim szkolnictwie, w tym decyzji prowadzących do poważnych strat finansowych przez jej poprzedniczki (J. Kluzik-Rostkowska, K. Szumilas i K. Hall). To, że był bałagan, nieodpowiedzialne decyzje w sprawie tzw. darmowych podręczników szkolnych czy że miało miejsce prawne "wymuszenie" prowadzenia przez nauczycieli bezpłatnie dwóch godzin zajęć dodatkowych w szkołach, wszyscy już wiemy. Podobnie, jak to, że podstawa programowa wychowania przedszkolnego infantylizowała nauczycielskie zadania tak, by wykazać nieobecność edukacji w tych placówkach, a tym samym konieczność zabrania sześciolatków do szkół.

Nikt nie miał wątpliwości, że wraz z dojściem PiS do władzy wróci do rozwiązań strukturalno-programowych kwestia religii na maturze. Nie ma w tym nic złego, skoro można było zdawać na maturze historię tańca czy elementy historii sztuki. Zadziwiający był w tym zakresie upór platformersów i rzekomo katolickich peeselowców, którzy wmawiali społeczeństwu przez osiem lat szkodliwość takiego rozwiązania, natomiast sami nie byli w stanie wprowadzić filozofii jako obowiązkowego przedmiotu kształcenia ogólnego. To jest dopiero kompromitacja minionej władzy, że nie tylko redukowała edukację historyczną i kulturoznawczą, to jeszcze bała się rozbudzania w ramach filozofii - myślenia krytycznego i refleksyjności młodych pokoleń.

Należy pochwalić minister A. Zalewską za to, że kończy projekt rządowego elementarza i zamyka MEN-ską drukarnię. To rzeczywiście była kpina w skali europejskiej. Sprawa powinna trafić do prokuratury a decydenci powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności za to, że powierzyli pisanie elementarza osobom o niskich kwalifikacjach, bez konkursu i drukowali ten kicz z błędami, w dodatku bez przetargu. Wydano ponad 3o mln zł. na bezużyteczny dydaktycznie papier. Kompletną ignorancją i arogancją było uczynienie z tego bubla towaru publicznej korekty i dopisywania lub wykreślania z niego treści bez jakiejkolwiek metodologii i logiki.

Nie rozumiem wprawdzie, dlaczego teraz mają być trzy podręczniki do wyboru przez nauczycieli, skoro jest ich na rynku więcej? Czy autonomia programowa i dydaktyczna musi być redukowana do jednego lub trzech w państwie, które rzekomo jest demokratyczne i otwarte na pluralizm? Dlaczego MEN zamierza rozdawać środki na zakup podręczników wszystkim, skoro część obywateli stać na to, aby je zakupić? Dlaczego nie uszczelnić systemu docelowego wsparcia najsłabszych, najbiedniejszych, tylko szastać publicznymi pieniędzmi na prawo i lewo?

Bardzo dobrze, że wprowadzono przepis ułatwiający planowanie i wypłacanie jednorazowej gratyfikacji pieniężnej nauczycielowi, któremu przyznano tytuł honorowy profesora oświaty. Szkoda tylko, że spośród ponad trzystu tysięcy nauczycieli dyplomowanych tytuł ten przypada zaledwie kilkunastu osobom rocznie. Czas najwyższy zatem na wprowadzenie jeszcze jednego stopnia awansu zawodowego.

Nareszcie powstanie rejestr osób, które nie posiadają pełnej zdolności do czynności prawnych i nie korzystają z praw publicznych. Dzięki temu skończy się zatrudnianie w przedszkolach, szkołach lub innych placówkach oświatowych osób, które nie powinny być dopuszczone do pracy z dziećmi (m.in. dotyczy to nauczycieli ukaranych najwyższymi karami dyscyplinarnymi). Dane do rejestru będą wprowadzane od 1 września 2016 r., a zaświadczenia z rejestru będą wydawane od 1 stycznia 2017 r.

Prezes ZNP wygłaszał płomienne przemówienie w czasie marszu KOD-u w dn.7 maja 2016 r. upominając się o to, by naród nie pozwolił na popsucie szkoły. Od 27 lat transformacji szkoła psuta jest z aktywnym udziałem lewicowego ZNP i jakoś autorefleksji w tym zakresie nie widać. Kiedy Prezes ogłosił, że "nie ma demokratycznej szkoły bez demokratycznego państwa", nie raczył zauważyć, że szkolnictwo polskie jest autokratyczne, centralistyczne dokładnie w takim samym zakresie władztwa partyjnego, z jakim mieliśmy do czynienia w PRL.

Nawet rola związków nie uległa od tamtych czasów zmianie, bo nie kto inny, jak właśnie ZNP-owcy opóźniali przejmowanie szkół przez samorządy, a potem stali na straży centralizmu partyjnego w MEN. Jedyne, co skutecznie wywalczyli to finansowanie z budżetu państwa tysięcy etatów dla swoich funkcjonariuszy. Dzięki temu nigdy nie byli i nie będą po stronie nauczycieli, chyba że własnych związkowców. To "swoim" przecież zabezpieczyli szybką i skróconą ścieżkę awansu zawodowego w 1999 r. Nie pamiętają tego? To związkowcy zablokowali AWS-owski projekt ustawy o samorządzie zawodowym nauczycieli. Nie pamiętają? Szkoda.

Jakąż to odwagą wykazali się nauczyciele ZNP, którzy przyjechali do Warszawy na marsz KOD-u w sobotę? Cóż to, odwaga już tak staniała, bo dowieźli do stolicy za darmo? Czy może ktoś szykanuje manifestujących w naszym kraju? Słusznie, ma rację Sławomir Broniarz twierdząc, że: "Mamy też jako nauczyciele rzecz niezwykle ważną - przesłanie dla uczniów: tak, możecie na nas liczyć. Możecie wierzyć, że to, co mówimy wam w szkole, ma także rację bytu poza murami szkoły. bo nie można powiedzieć dziecku, że treści programowe są rozbieżne z tym, co widzimy na ulicy".

Warto zacząć od siebie. Warto pokazać rolę nie tylko MEN, ale także ZNP i "Solidarności" w podtrzymywaniu pseudodemokracji szkolnej i pseudosamorządności oświatowej - tak w skali instytucjonalnej, jak i ogólnosystemowej. Już za kilka dni - 1 czerwca 2016 r. - związkowcy wraz z minister edukacji spotkają się w Sejmie z młodym pokoleniem w teatrze "demokracji", jakim jest wprowadzona przez SLD i PSL gierkowska akcja pt. "Sejm Dzieci i Młodzieży". Zamiast czerwonych krawatów zostaną rozdane młodym i jednodniowym "posłom" gadżety, dobrze będą też nakarmieni i przenocowani w warszawskich hotelach, a wszystko po to, żeby już teraz nauczyli się, na czym polega w naszym kraju fasadowa demokracja.