03 września 2015

Ambiwalentny III Kongres Edukacji







Zapytałem dyrektora jednej z najważniejszych placówek oświatowych w moim regionie, czy może był na III Kongresie Edukacyjnym lub któryś z jego współpracowników? Jakież było moje zdumienie, kiedy zapytał mnie: - A o jaki kongres pytasz? Gdzie miał się odbyć i kto go organizował? Nie wierzyłem własnym uszom! Kto jak kto, ale osoba kluczowa nie tylko w tym regionie, ale także w kraju, bo od kilkudziesięciu lat zajmująca się nowatorstwem pedagogicznym, innowatyką, eksperymentami szkolnymi oraz systemowymi, były redaktor naczelny jednego z najważniejszych czasopism oświatowych w kraju, a przecież wciąż bardzo aktywny zawodowo, nie wiedziała o tak kluczowym dla POLSKI Kongresie?

Kongres chyba zapadł się pod ziemię, jak ponoć zidentyfikowany przez tajemniczych odkrywców pociąg ze złotem w okolicach Wałbrzycha. O pociągu to chociaż było mnóstwo informacji w mediach, a mainstream żył poszukiwaczami i domniemanymi beneficjentami znaleziska! Tylko jakoś o rzekomo przełomowym dla naszego państwa Kongresie Edukacyjnym nie pisali ani dziennikarze "Gazety Wyborczej", ani "Rzeczpospolitej", ani w "Faktach" czy innych gazetach ogólnokrajowych. Ba, nie było nawet wzmianki w wiadomościach telewizyjnych. Cóż to! Chroniony jest wizerunek pani minister od białoruskich rozwiązań w naszym systemie edukacyjnym, czy może szykują się jakieś nowe wycieki z prokuratury lub CBA?

Kongres był, ale jakoby go nie było. Oczywiście, szykujący się do hejtowania komentatorzy zaraz napiszą, że trzeba było pojechać, to bym wiedział, jak wielkie to było święto polskiej edukacji, szczególnie Ministerstwa Edukacji Narodowej i podległego mu Instytutu Badań Edukacyjnych. Ten ostatni podmiot był organizatorem owego Kongresu, kongresiku, kongresiuniuniuniu... jak zapewne przedrzeźniałby jeden z kabarecistów. Znowu okażę się ponoć nieobiektywnym komentatorem naszej rzeczywistości, skoro krytykuję, ironizuję lub nie doceniam tak wielkiego poświęcenia tylu wybitnych postaci rodzimej i zagranicznej edukacji.

Tymczasem jestem ciekaw, co tak naprawdę powiedziano, o czym dyskutowano, jakiż to szykuje się przełom, dzięki któremu polska szkoła będzie wreszcie obudzona? Co też nasze BUDZIKI zaproponują nowemu pokoleniu nauczycieli, rodziców i ich dzieci? Co? Odpowiedź znajdziemy na stronie MEN, a znacznie więcej na stronie IBE. Już po pierwszym dniu obrad odnotowano: "W tym roku ponad 1200 osób bierze udział w przeszło 20 panelach. Spotkanie odbywa się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach. – Liczę na rzeczowe spieranie się o najważniejsze dla edukacji tematy. Spróbujmy odpowiedzieć np. na pytania jak powinna wyglądać edukacja w XXI wieku, czy jak być dobrym nauczycielem w dzisiejszych czasach – powiedziała Joanna Kluzik-Rostkowska w trakcie otwarcia Kongresu. – Liczę na to, że te 67 postulatów, które zrodziły się podczas debat, będzie wskazówką dla entuzjastów edukacji – dodała szefowa MEN."

Rewelacja, bo 35 lat temu było tylko 21 postulatów, by zapoczątkować rewolucję społeczną, a tymczasem uczestnicy tak się rozbujali w swoich pomysłach, że mieli aż 67 postulatów! Jak stwierdziła pani minister Joanna Kluzik-Rostkowska: – Szkoła przyszłości powinna być taka, w której nauczyciel sam siebie musi zobaczyć i spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jest przewodnikiem dla młodych ludzi, czy mędrcem przekazującym wiedzę. (...) To my dorośli mamy problem. Nie możemy uczyć dzieci współpracy sami tego nie potrafiąc. Jeśli nauczyciel nie potrafi odpowiedzieć na pytanie ucznia, powinien umieć powiedzieć „nie wiem”." EUREKA! Ciekawe, że nie daje osobistego przykładu, bo na niektóre pytania złośliwych nawet dziennikarzy odpowiada, mimo że nie wie, a wcale się do tego nie przyznaje.

To jest dopiero rewolucja. Jestem pełen podziwu dla disco-polowego standardu w stylu "łupu-cupu, dygu-dygu". Nareszcie wiem, na czym polega edukacja przyszłości.

Moim zdaniem III Kongres Edukacji był ważny, niezależnie od tego, czy to się komuś podoba, czy też nie. To dobrze, ze za ponad 2 miliony PLN mogło spotkać się ponad tysiąc entuzjastów polskiej szkoły w jednym miejscu. Takie spotkania, niezależnie od tego, czy panele lub plenarne wystąpienia miały dla kogoś sens lub nie, były bardzo dobrą okazją do wymiany opinii, doświadczeń, materiałów czy adresów mailowych. Temu też służą konferencje oświatowe i naukowe.

Ten Kongres z nauką nie miał wiele wspólnego, bo i mieć nie miał. Pedagogika szkolna czy porównawcza nie będą miały z niego żadnej korzyści. Nie muszą. Resort edukacji wraz z całą wierchuszką nie potrzebuje naukowców i nauki. Im jest potrzebna fast nauka, tak jak młodzieży potrzebny jest fast food, fast sex i fast car. Władzom potrzebna jest do wygrywania wyborów wiedza popularna, propagandowa, powierzchowna, praktyczna. Dzięki temu ministra mogła otwierać i zamykać każdy dzień obrad a zatrudnieni spece od PR umieścili jej wizerunek w każdym z udostępnionych na stronie IBE spotów o pseudoreportażowym charakterze. Dorobiono do tego ideologię, jak do każdej pseudoreformy, że właśnie władzom MEN chodziło o to, by to nauczyciele sami określili ważne dla nich tematy i o nich rozmawiali ze sobą w trakcie kongresu. Ja to popieram. Mnie to się bardzo podoba.

Nareszcie ktoś zafundował nauczycielom z środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego porządne noclegi, jedną z komercyjnych hal kongresowych do wspólnych i zespołowych obrad. Gwarantuję, że żadnego uniwersyteckiego wydziału nauk o wychowaniu, studiów edukacyjnych, pedagogiki i psychologii czy nauk pedagogicznych nie było i nie będzie stać na to, by zafundować debatę nauczycielom w takich warunkach. Teraz przynajmniej naukowcy będą wiedzieli, o jakie środki powinni występować do Narodowego Centrum Nauki w ramach przewidywanych w swoich projektach badawczych konferencji! Nasza ministra prof. Lena Kolarska-Bobińska powinna w tej sytuacji przebić ofertę MEN i IBE, bo w końcu uniwersytetu także powinny godnie podejmować uczestników i referentów własnych debat.

Tak więc, koleżanki i koledzy z szkół wyższych, planujcie w swoich wnioskach konferencyjnych środki finansowe na:

- co najmniej 400 tys. zł. na przygotowanie i realizację płatnych form promocji konferencji w prasie w postaci 2 artykułów sponsorowanych (wkładka tematyczna) w 2 różnych gazetach codziennych będących tabloidami w ramach kampanii PR promującej produkty i rezultaty wypracowywane w ramach projektu badawczego i oświatowego;

- noclegi wszystkich zaproszonych gości (nawet dla dziewięćdziesięciu) w hotelach 4 i 5 gwiazdkowych;

- a do zorganizowania konferencji wynajmujcie specjalistyczne firmy, które biorą za tego typu usługi niewiele, bo ponad 2 miliony zł, uwzględniając wszystkie koszty konferencji. Po co naukowcy tracą czas na wielotygodniowe prace organizacyjne, logistyczne, programowe, jak wystarczy MEN-ski model.

Zainteresowanych rewolucyjną treścią obrad zachęcam jednak do zapoznania się z nią na stronie IBE. Przeczytać warto.. Pewnie nie będziecie mieli czasu na to, by obejrzeć "materiały filmowe", z których każdy trwa ponad 4 godziny. I o to chodziło organizatorom. Szkoda czasu. Z nich akurat niczego mądrego się nie dowiecie, tak zostały zmontowane przez specjalistów od propagandy. Zatem - do roboty! Budźmy nasze szkoły!

Jeden z obecnych na Kongresie nauczycieli napisał o nim tak:

Zgodnie z założeniem, byłem uczestnikiem panelu "Jakiej szkoły chcemy w XXI wieku?". Wrażenia? Umocnione przez odbiór innych uczestników, pytających co rozważania prelegentów mają wspólnego z tematem... Inny panel - zdanie uczestników podobne. Rzecz jasna większość uczestników to typowi celebryci edukacyjni, dla których wszystko jest OK. Bez wątpliwości, bez refleksji, bez jakiejkolwiek zdolności do analizy i ewentualnej krytyki.

Wystąpienia Pani minister nie ma co wspominać: mieszanka populizmu, kiepskiego wychowania (notoryczna maniera językowa - 2 zamiast 3 osoby liczby mnogiej przy zwracaniu się do zebranych) i tanich chwytów PR-owskich. Zgroza. Ten lukrowany obrazek + informacja od M. Lorek, że kolejne bezpłatne podręczniki firmowane przez MEN muszą się ukazać w niedzielę. Czyli będzie tak, jak poprzednio: wypuścimy typowego gniota, bo doraźne potrzeby polityczne są najważniejsze...

Sensowne wątki? Carl Honoré i jego edukacja slow. Tyle, że to publicystyka. Piewcy neurodydaktyki? Może raczej piewcy kolejnej mody oświatowej, mającej wyjaśniać wszystko wszystkim... Zlepek prawd, półprawd i stereotypów. Jak u śp. ks. prof. Tischnera: "świento prowda, tys prowda i g...o prowda".

Projekt "bohaterskiej wyobraźni" Zimbardo? Nieznośny "trynd" do przenoszenia wzorców jankeskich na europejski grunt... Pseudouniwersalizm pedagogiczno-psychologiczny i śmieszna globalizacja na gruncie humanistyki. Zimbardo - globalny blagier i tyle. Mieszanka "oczywistych oczywistości" z artefaktami i dążeniem do receptologii. Popper miał rację: "burzcie autorytety"! Szczególnie, jeżeli są one autorytetami pozornymi. W jednej kwestii Zimbardo jest dla mnie mistrzem: W sferze automerketingu. Na tym polu jest geniuszem.


PS.
Podobieństwo figury grajka do ważnego profesora psychologii i pedagogiki jest przypadkowe. W Kongresie chyba nie brał udziału, bo nie jest Zimbardo.