16 lutego 2015

Jaka będzie Polska edukacja za 10 lat?



Jaka będzie Polska za 10 lat? Państwo • Rynek • Praca • Edukacja • Styl życia • Polska w Unii Europejskiej. PODSUMOWANIE PROJEKTU. Dość długi tytuł opublikowanego materiału prognostycznego jest zapewne próbą oddania wszystkiego, czym zajmował się zespół młodych wizjonerów. Skupieni w THINK TANKU zaprosili kilkudziesięciu ekspertów i praktyków, by za nich wypowiedzieli się jak Kaszpirowski i powróżyli nam z zapisanych poglądami kart.

Nareszcie nie pisze nam ktoś o tym, co będzie po jesiennych wyborach do polskiego Sejmu, ale mamy okazję zapoznać się z wielką myślą społeczno-politycznych wizjonerów, którzy sięgają nieco dalej, bo do roku 2025. Za nami będzie wówczas kadencja kolejnego prezydenta III RP, o ile do tego czasu nie stracimy jako państwo własnej suwerenności. Autorzy tego raportu piszą już we wstępie, nie bez wątpliwości czy pokory: Inaczej będzie też w roku 2025. Prawdopodobnie tempo zmian będzie nawet jeszcze szybsze niż to, którego doświadczyliśmy w ostatniej dekadzie. Czy da się je choćby w zarysie nakreślić? I czy warto zastanawiać się, jak będzie wyglądał wówczas świat?

W odróżnieniu od ministry edukacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej, thinktank'owcy nie ufają „mądrości tłumu”, toteż zorganizowali cykl debat, na które złożyło się kilkanaście paneli eksperckich poświęconych wizji Polski za dekadę. W każdej z trzydniowych sesji wzięło udział ponad 80 ekspertów z różnych dziedzin, mających na koncie bagaż różnych doświadczeń i będących w różnym wieku. We wszystkich sesjach łącznie wzięło udział ponad 200 osób. Debaty musiały być męczące, skoro przeprowadzono je w jednym z hoteli Spa. Teraz jest taka moda, że o powadze ekspertyz i znaczeniu podejmowanej problematyki świadczy miejsce obrad, a nie jego uczestnicy i to, co mieli do powiedzenia.

Poszukiwałem ekspertów w zakresie edukacji w opublikowanym wykazie uczestników obrad. Nie określa się listy kilkudziesięciu osób mianem "eksperckiej", toteż miałem jeszcze nadzieję, że wymienieni byli aktywnymi słuchaczami, dyskutantami z zaproszonymi do obrad ekspertami. Chyba jednak moje myślenie było zbyt optymistyczne. Już na samym początku raportu mamy zdjęcia z podróży "udziałowców" tego projektu specjalnie podstawionym dla nich wagonem PKP Intercity (obowiązkowo było logo projektu), który musiał być dla nich dostosowany, by w drodze w góry mogli się dobrze pożywić i podzielić przy kotlecie przedzałożeniami do planowanych debat.

W przestronnych wnętrzach hotelu z widokiem na Tatry, w wizjonerskiej dyskusji na temat Polski i edukacji wzięli udział ekonomiści, psychologowie, eksperci zarządzania, społecznicy i aktywiści społeczni, przedsiębiorcy i samorządowcy. Długo szukałem na liście eksperta od edukacji, ale ... go nie znalazłem. Prawdopodobnie zastosowano tu popcoolturową definicję eksperta. Jest nim każdy, kto kiedykolwiek uczęszczał do szkoły i ukończył ją na poziomie co najmniej podstawowym. Za dziesięć lat ekspertem od edukacji będzie już pokolenie pierwszych sześciolatków, które miało możliwość uczenia się z kiczowatego, nieodpłatnego elementarza.

Wśród osób, które wypowiadają się w mediach na każdy temat, ale i przy okazji o edukacji, są tacy m.in. "eksperci" jak uczestniczący w tych debatach. Zatroskani o państwo uczestnicy spotkań dyskutowali o globalnych i polskich trendach w edukacji oraz o potrzebach w tym obszarze. Pojawił się w tym raporcie także głos b. prezesa PAN prof. Michała Kleibera, który dokonał krytyki wszystkich rządów po 1989 r. Stwierdza bowiem:

(...) widać słabość polskiej klasy politycznej i przywódców, których działania są podporządkowane wymogom chwili, najczęściej zdefiniowanym na podstawie bieżących sondaży opinii publicznej, a nie strategicznej wizji rozwoju państwa. Kolejną cechą polskich elit, która wpływa na kształt państwa i jego funkcjonowanie, jest brak umiejętności zarządzania instytucjami państwowymi.(...) Praktycy i teoretycy zarządzania administracją publiczną wskazują, że bez uproszczenia i połączenia struktur administracyjnych nie da się w przyszłości działać sprawnie. Obecnie w Polsce jest ponad 4 tys. instytucji publicznych – to bagaż po PRL-u. Stwarzany przez nie opór instytucjonalny nie pozwala politykom efektywnie zarządzać państwem. Receptą na poprawienie jakości funkcjonowania państwa, w tym na linii obywatel – państwo, jest dehierarchizowanie, konsolidowanie instytucji i ograniczanie ich liczby.

Scenarzystą przyszłości jest tu także b. prezydent Aleksander Kwaśniewski. Pesymistyczny scenariusz już zaczyna się sprawdzać, bowiem wróży nam następującą przyszłość: Poważnych reform nie przyniesie też zmiana pokoleniowa. Nowe elity, zdobywające swoje doświadczenie zawodowe w obecnych, słabo zarządzanych strukturach państwowych, po przejęciu sterów nie będą w stanie nadać Polsce impetu rozwojowego. Scena polityczna, z której odejdą ostatni politycy kierujący się etosem Solidarności, dryfować będzie w kierunku coraz większej teatralności i oderwania od realnych potrzeb społeczeństwa oraz wyzwań stawianych przez zdestabilizowane środowisko międzynarodowe. Przeważać będzie krótkoterminowe myślenie partyjne i reagowanie na zmienne nastroje społeczne. Życiem społecznym w Polsce wstrząsać będą coraz to nowe wybuchy niezadowolenia.

Po wzroście zadłużenia państwa wobec społeczeństwa i wyschnięciu strumienia funduszy z UE pojawi się „ruch biedy” złożony głównie z obecnych beneficjentów unijnych dotacji. W starzejącym się społeczeństwie większy wpływ na politykę wywierać będą emeryci. Wobec niewywiązywania się państwa ze świadczeń emerytalnych staną się siłą destabilizującą. W tym samym czasie młode pokolenie będzie kontestować politykę i państwo, integrując się wokół pozasystemowych przedsięwzięć publicznych. Na rosnącej fali niezadowolenia społecznego unosić się zaś będą partie populistyczne, co zniechęci do polityki.
Kampania prezydencka p. M. Ogórek jest zatem wtopiona w ten scenariusz.

Wreszcie jest coś na s. 26 o nowej wizji edukacji: Jednocześnie powstaną nowe zawody i wykształcą się nowe umiejętności. (...) Autorka nie pisze, jakie, tylko konfabuluje, że powstaną nowe zawody ludzi wspierających życie codzienne. Piękne, a jakie wzniosłe. Ucieszyła mnie natomiast diagnoza Anny Zaremby, w świetle której synonimem sukcesu powoli przestaje być kariera w korporacji, wymagająca poświęceń w życiu rodzinnym i brakiem czasu wolnego; pojawia się chęć realizacji pracy dającej pasję bez szkody dla życia prywatnego. Nie odnosi tej myśli do naszej edukacji, bo musiałaby być niepoprawną politycznie. Prognozy są tu na miarę Nagrody Nobla, jak np. ta, że (...) w ciągu najbliższej dekady dynamika zmian z pewnością się nie zmniejszy – raczej wzrośnie.

Kolejny tekst już w tytule zapowiada nieco odmienne prognozy dla edukacji - "Edukacja. Od testów do uczenia współpracy". Autorem jest Wojciech Dudziak, przedstawiciel ruchu Rewolucja w Edukacji. Z treści jego wypowiedzi nie wynika jednak żadna rewolucja w edukacji. Młody prognosta-rewolucjonista urzeka nas "wielką" zmianą: Świat szuka nowych, lepszych odpowiedzi na pytanie, czego i jak uczyć. W ciągu dekady znajdziemy je, dzięki czemu systemy edukacji na świecie przejdą transformację. Nie będzie jednego modelu edukacji, lecz raczej wiele różnorodnych jej form. Treści nauczania będą skoncentrowane na rozwoju umiejętności i kształtowaniu postaw, a nie tylko na przekazywaniu wiedzy. Choć zmiany te będą zachodzić ewolucyjnie, to w ciągu dekady ich efekty będą rewolucyjne.

Drodzy pedagodzy. Czekajcie. Świat szuka, ale odpowiedź znajdą nasi rewolucjoniści. Oni są naszą nadzieją. Wśród ekspertów był ponoć Jerzy Owsiak, to mógłby pomóc kolegom powołać do życia "Wielką Orkiestrę Edukacyjnej Pomocy". Dlaczego? Otóż, kolejna uczestniczka tej debaty, jako ekspertka od edukacji - Katarzyna Stanny, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie uważa, że dobra szkoła będzie tylko dla bogatych, ZNP zablokuje wszelkie zmiany, a zamiast większej autonomii zostanie wprowadzona do systemu szkolnego centralizacja: nastąpi ujednolicanie programów i metod kształcenia oraz uśrednianie poziomu wiedzy uczniów. (...)W szkołach publicznych będą królować testy i edukacja pamięciowa, a informatyzacja będzie przebiegać powoli. Zamożniejsze rodziny zaczną przenosić dzieci do nowoczesnych placówek prywatnych oraz zatrudniać nauczycieli mentorów. Doprowadzi to do rozwarstwienia poziomu edukacji, a także zwiększy podziały i napięcia społeczne.. Chyba przygotowywała tę opinię 25 lat temu, bo jej prognoza jest sukcesywnie wdrażana w życie.

Na szczęście jedynym kompetentnym wizjonerem okazał się w tym gronie Witold Kołodziejczyk: redaktor naczelny miesięcznika Edukacja i Dialog”. Absolutnie przyznaję mu rację, że dotychczasowa polityka centralistycznego zarządzania szkolnictwem sprawia, że szkoła zatraciła sens. Coraz mniej przygotowuje ta placówka do radzenia sobie w życiu i na rynku pracy. Nie musimy się jednak o nią martwić. (...)Szkoła przestaje być głównym źródłem dostarczania wiedzy. Coraz większe znaczenie odgrywają otwarte zasoby edukacyjne w sieci i przestrzeń publiczna z centrami nauki, parkami technologicznymi, interaktywnymi muzeami, czy laboratoriami. Tak więc ruch zmiany w edukacji zostanie wygenerowany przez środowisko pozaszkolne, pozaresortowe, oddolnie, wirtualnie. Wskazane przez redaktora światowe trendy w uczeniu się dotrą - moim zdaniem - do naszych polityków nie za 10, ale 30 lat. Wówczas będą trendy.

Tony Blair, premier Wielkiej Brytanii w latach 1997– 2007 chociaż wypowiada się w tym raporcie o Polsce, to ani jednym zdaniem nie wspomina rzekomych sukcesów naszych uczniów w politycznym monitoringu PISA. W ogóle nie mówi o edukacji.