15 lutego 2015

Doktoranci monitorują patologie w środowisku akademickim



Powstanie w III RP Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej nie powinno niczym zaskoczyć władz resortu nauki i szkolnictwa wyższego. Przecież to właśnie ministerstwo wprowadzając reformę nauki (2010) i szkolnictwa wyższego (2011) przygotowało zarazem grunt do wzmocnienia sytuacji młodych naukowców, w tym ponad czterdziestu dwóch tysięcy studiujących w kraju doktorantów. Powołana do życia Krajowa Reprezentacja Doktorantów (KRD) już w styczniu 2014 r. podjęła decyzję o konieczności monitorowania niezwykle złożonej sytuacji studentów studiów III stopnia. To by także oznaczało, że nie spełnia swojej założonej roli w tym zakresie Polska Komisja Akredytacyjna (PKA).

W dn. 17 września 2014 r. w Warszawie został przedstawiony Raport KRD pt. "DIAGNOZA STANU STUDIÓW DOKTORANCKICH 1.0". Nie zwrócono wówczas na niego uwagi, chociaż zawarte w nim dane i analizy problemów młodych adeptów nauki są w istocie niepokojące. Jak autorzy tego raportu stwierdzili we wstępie: (...) celem dokumentu jest zwrócenie uwagi środowiska naukowego oraz samych doktorantów na konieczność prowadzenia monitoringu spraw związanych z ogólnie ujętym doktoratem, wyciągania wniosków i dążenia do regulacji spraw szczególnie istotnych lub wrażliwych. W Diagnozie staraliśmy się uwzględnić przede wszystkim te aspekty doktoratu, z którymi boryka się największa ilość doktorantów.

Pauperyzacja tej grupy najzdolniejszych i o najwyższych ambicjach przedstawicieli młodych dorosłych powoduje, że o ile jeszcze do 2005 r. miała miejsce przewaga wśród studiujących mężczyzn, tak od 2007 r. następuje coraz wyraźniejsza dominacja wśród doktorantów kobiet. Nie oceniam tego zjawiska pod kątem ideologicznym (genderowym), ale ze względu na wciąż mającej miejsce w polskim społeczeństwie tradycji o roli mężczyzny jako odpowiedzialnego podmiotu za utrzymanie rodziny. Feminizacja studiów doktoranckich może bowiem świadczyć o tym, że młode Polki postanowiły realizować własne pasje naukowe jako wartość autoteliczną, dla samych siebie, skoro nie da się z tego żyć i utrzymać. Mężczyźni zaś uciekają z uczelni, by po zakończonych studiach, nawet III stopnia realizować swoje pasje zawodowe, także naukowe w takim wymiarze, który pozwoli im na godne życie i zarobkowanie.

Twierdzenie urzędników ministerstwa, że doktoranci mogą świetnie dorobić/zarobić grantami brzmi jak dobry dowcip. Liczba przyznanych grantów w konkursie Preludium w trzech dziedzinach: Nauki Humanistyczne, Społeczne i o Sztuce (HS), Nauki o Życiu (NZ) oraz Nauki Ścisłe i Techniczne (ST) wyraźnie wskazuje na to, że najmniej środków jest w puli dla humanistyki i nauk społecznych, toteż tu te szanse są także minimalne. Jeśli maksymalna kwota na 3-letni projekt wynosi 150 tys. zł, z czego uczelnie zabierają ok. 30-40% na tzw. koszty pośrednie, to nie da się przy tak niskim finansowaniu zrealizować porządnych badan naukowych, a już tym bardziej godnie zarobić.

Analiza SWOT potwierdza, że kwestie finansowe są istotne - chociaż nie są jedynymi - dla doktorantów, którzy potrzebują środki nie tylko na to, by prowadzić badania naukowe, ale także nie szukać dodatkowych form zarobkowania, gdyż negatywnie rzutuje to na ich pracę naukową i na studia. Do słabych stron zaliczają doktoranci następujące czynniki:

* Zły model dystrybucji środków finansowych przeznaczonych na wsparcie materialne dla doktorantów;

* Brak perspektyw na zatrudnienie po doktoracie;

* Kształcenie oparte na wiedzy, a nie umiejętnościach i kompetencjach społecznych, nieadekwatne do stopnia studiów oraz potrzeb doktorantów;

* Brak zdefiniowanej roli opiekuna naukowego oraz właściwego wsparcia doktorantów;

* Słaba indywidualizacja studiów doktoranckich;

* Traktowanie doktorantów jako taniej siły roboczej uczelni i jednostek naukowych;

* Niska jakość prowadzonych badań naukowych (nastawienie na efekty, w krótkim czasie, kosztem jakości);

* Niejednoznaczność przepisów dotyczących studiów doktoranckich skutkująca mnogością interpretacji (brak jednolitych zasad);

* Brak stabilizacji finansowej doktorantów oraz gwarancji wynagrodzenia za wykonywaną pracę (naukową, dydaktyczną i organizacyjną);

* Brak niektórych uprawnień (np. ubezpieczenie społeczne, zniżki na komunikację miejską oraz obiekty sportowe i kulturalne);

* Niejasny status społeczny doktorantów;

* Nierespektowanie praw doktorantów, słaby wpływ na podejmowanie decyzji dotyczących kształtu studiów doktoranckich;

* Trudności w założeniu rodziny (urlopy, brak zdolności kredytowej, stabilności finansowej, problemy z opiekunami naukowymi
) (...).


Czynniki te są omawiane, a nawet egzemplifikowane prawem czy konkretnym przypadkiem. Zachęcam do lektury i dyskusji oraz koniecznych zmian. A dyrektor jednego z departamentów MNiSW niech lepiej zajmie się studiowaniem tych problemów, aniżeli dociekaniem, kto i na jakiej podstawie poparł Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej. To w socjalizmie władza dociekała tego - KTO, a nie DLACZEGO? Czyżbyśmy wracali do mechanizmów nadzoru autorytarnego państwa?