07 września 2014

Są granice kłamstw i manipulacji




Niestety, muszę po raz kolejny ostrzec wszystkich tych, którzy zostali przez kogokolwiek i w jakiejkolwiek formie poinformowani, jakoby za czyimś wspomnieniem, relacją, opinią czy nawet decyzją stała moja osoba. Coraz częściej dowiaduję się, że ktoś powołał się na mnie, posłużył moim nazwiskiem, przypomniał sobie, że "jest moim przyjacielem", by upełnomocnić czy uwiarygodnić siebie lub swoje praktyki, moim kosztem i bez mojej wiedzy.

Nie jestem w stanie temu zapobiec, bo w ciągu kilkudziesięciu lat pracy akademickiej i oświatowej miałem kontakt z tysiącami osób, w różnych relacjach: nauczycielskich, koleżeńskich, przyjacielskich czy społecznych. Styczności, więzi, formalne czy nieformalne powiązania zmieniają się z biegiem lat, co jest oczywiste. Nauczycielem akademickim jest się dla kogoś tak długo, jak długo formalnie niejako dana osoba bierze udział w naszych zajęciach lub ubiega się o zaliczenia przedmiotu, pracy itp. Z wieloma osobami współpracowałem, przyjaźniłem się i byłem w tych relacjach wzajemnie wspierany, ale też i zdradzany. Hipokrytów jest wielu, w każdym środowisku.

Z wieloma studentami, absolwentami uczelni, w których pracowałem czy pracuję, mam częstszy lub rzadszy kontakt, którego wartość polega na tym, że nie przekraczają granic wzajemnego zaufania i szacunku, otwartości czy profesjonalizmu. Niestety, zdarzają się osoby, pełniące różne role, funkcje, zajmujące różne stanowiska w takim czy innym środowisku, które ośmielają się te granice przekraczać i bez mojej wiedzy powołują się na mnie, na rzekome relacje, więzi czy nawet opinie. Taka sytuacja jest etycznie i społecznie naganna, ale trudna do jej zdemistyfikowania, jeśli adresat owych zabiegów nie uzyska jej potwierdzenia.

Żyjemy w czasach nadużyć, perfidii, zawiści, intryg, fałszowania danych, statystyk, ukrywania prawdy, manipulacji, walk o różne statusy, środki itp. Stykamy się z osobami, z których część pozbawiona jest jakichkolwiek zasad moralnych (poza troską o siebie i znajomych królika). Rozumiem resentymenty, kiedy kolega z byłej uczelni, którą kierowałem jako rektor, zamieszcza na facebooku fotografię z podpisem pod fotografią także z moją osobą - jako "rektorem". Tego się nie wypieram, gdyż przez 6 lat kierowałem pedagogiczną, akademicką kulturą łódzkiej WSP. Podpis powinien jednak być rzetelny - "były rektor", gdyż zdjęcie dotyczyło dawno minionego już okresu mojej aktywności i odpowiedzialności za stan rozwoju wyższej szkoły. Dzisiaj, po ponad 4 latach, mało kto wie, że odszedłem z funkcji i z tej szkoły w 2010 r. na znak protestu przeciwko ujawnionym przeze mnie nieetycznym praktykom właścicielki i założycielki WSP i niedotrzymywaniu przez nią uchwał Senatu.

Nie obchodzi mnie to, kto i dlaczego doprowadził tę szkołę do obecnego stanu, ale też nie mogę milczeć, kiedy łączy się z nią moją osobę. Dzisiaj nikt nie będzie zaglądał na stronę wyników kontroli Polskiej Komisji Akredytacyjnej, że WSP w Łodzi już drugi rok z rzędu ma ocenę warunkową, a więc jest dla kierunku "pedagogika" pseudoszkołą wyższą, niespełniającą nawet minimalnych standardów krajowych. Ta szkoła otrzymała rok temu, kiedy jej rektorem (a wcześniej prorektorem) został b. profesor UŁ, ocenę warunkową i nawet nie raczono poprawić tego stanu na ocenę pozytywną. Za rok mają kolejną ocenę. Przykre, żałosne, ale i prawdziwe.

Poziom manipulacji informacjami o rzekomej wielkości nauki świadczyć ma treść jednego z komunikatów na stronie tej szkoły: Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Pani Profesor Lena Kolarska-Bobińska zaprosiła wszystkie Uczelnie do obchodów dziesiątej rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej. Naczelne hasło tych obchodów - NAUKA TO WOLNOŚĆ znalazło odzwierciedlenie w sesji naukowej, która odbyła się w siedzibie WSP oraz w przygotowywanej publikacji poświęconej wolności w wychowaniu. To prawda, że pani minister zaprosiła naukowców do obchodów 25 - lecia transformacji. Nie jest to jednak w tym kontekście cała prawda. Czy pani minister nauki i szkolnictwa wyższego wyraziła zgodę na to, by jej nazwiskiem uwiarygodnić czyjąś debatę, konferencję, która nie była prowadzona pod patronatem resortu?

Można sobie żyć dobrymi wspomnieniami, ale nie wolno ich nadużywać w sytuacji, kiedy wykorzystuje się - jak w tym przypadku - mój wizerunek do czegoś, czemu przeciwstawiałem i przeciwstawiam się od lat. Niech za jej prawdziwy, a nie lukrowany obraz odpowiadają i go upełnomocniają ci, którzy do tego doprowadzili, a niektórzy nadal w tym tkwią w pewnym sensie wprowadzając w błąd studentów i kandydatów. Mój post nie dotyczy tylko tej sytuacji, bowiem krążących po kraju rzekomo wiarygodnych profesorów, co to najlepiej wiedzą (bo ponoć z wiarygodnych źródeł), by komuś zaszkodzić w taki czy inny sposób, jest co najmniej kilkoro.

Wszystko przyjmuję z pokorą i dużą dozą tolerancji, ale są granice, których przekroczenie zacznie skutkować działaniami na drodze prawnej. Lepiej zatem sprawdzajcie u źródeł, czy to, co ktoś wam mówi, pisze lub na co lub kogoś się powołuje, jest rzeczywiście prawdą. Byłem i jestem dla wielu osób wsparciem nie oczekując żadnej wzajemności. Jeśli jej doświadczam, to od osób szlachetnych, poczciwych i z zasadami. Tych jednak o tak - wydawałoby się - banalnych kwestiach informować nie trzeba. Konieczne jest jednak ostrzeżenie ich przed tymi, którzy ich nie dotrzymują.