10 lutego 2013

Nauczycielska godność na wyprzedaży przez MEN

Zdumiewające jest to, jak niszczy się podstawy godności zawodowej nauczycieli, ogłaszając to z dumą w otoczeniu kamer i błysku fleszy. Minister edukacji Krystyna Szumilas zapowiedziała bowiem obowiązkową rejestrację czasu pracy nauczycieli poza prowadzonymi przez nich lekcjami. Żenująca to gra rządu wraz ze związkowcami, której celem niszczenia stała się jedna z najważniejszych dla każdego narodu profesji. Ogłoszenie wszem i wobec, że nauczyciele będą zobowiązani do prowadzenia dzienniczka własnej aktywności zawodowej wydaje się szczytem manipulacji ze świata Mrożka. A jednak już znaleźli się nadgorliwi dyrektorzy szkół i nauczyciele realizujący ów bezmysł. Dobre Ministerstwo Edukacji Narodowej w obronie zawodu chce (...) umożliwić ewidencjonowanie czasu pracy nauczycieli. Obecnie dyrektor może rozliczać tylko obowiązkowe godziny, czyli pensum i tzw. godziny karciane. Po nowelizacji Karty nauczyciela dyrektorzy będą mogli zobowiązać pedagogów do rejestrowania najważniejszych dodatkowych zadań realizowanych w granicach czterdziestogodzinnego tygodnia pracy, m.in. spotkań z rodzicami, doskonalenia zawodowego czy zebrań rad pedagogicznych. Sądziłem, że to żart, ale to jest z powagą ogłoszona "troska" urzędników o dobrą opinię o nauczycielach. Jak stwierdza wiceminister: Maciej Jakubowski: – Wszyscy skarżą się, że nauczyciele znikają ze szkoły zaraz po skończeniu swoich lekcji, że nie wiadomo, ile czasu poświęcają na spotkania z rodzicami, a także na doskonalenie. Chcemy, aby takie informacje były dostępne.

Brawo!! Cóż za genialny pomysł! Proponuję, by w prasie lokalnej i na słupach reklamowych gmin publikować wykazy nauczycieli-stachanowców! Niech pokażą społeczeństwu, ile godzin potrafią poświęcić swojej misji!! Co tam 40 godzin tygodniowo. Niech wykażą, że pracują 60, 80, a nawet 120 godzin tygodniowo, podobnie jak lekarze w 5 miejscach pracy. Premiujmy w gminach tych, którzy najlepiej wypełnią te dzienniczki, a nawet załączą do nich materiały filmowe z ukrytej kamery! Ogłośmy narodową rywalizację - który nauczyciel będzie miał największą liczbę godzin pracy tygodniowo! Niech dzienniczki staną się obowiązkowym dokumentem w ocenie pracy nauczycieli, w ich awansie zawodowym, a szczególnie w konkursie "Nauczyciel Roku!" Niech \staną się podstawą do dodatków motywacyjnych! Za każdą dodatkowa godzinę pracy tygodniowo, niech gmina płaci nauczycielom o 1% od płacy zasadniczej więcej. A co! W końcu to jest dla dobra naszych dzieci.

Nauczyciele nie protestują??? Nie wychodzą na ulice, przed gmach na Szucha 25? Z pokorą przyjmują tę rewelację, bo władza obiecała im, że będą mieli tylko 18(20-godzinne pensum dydaktyczne? Takiej kompromitacji w cywilizowanych państwach demokratycznych nie spotkamy, poza Polską, której rząd z dumą ogłasza wynegocjowane dotacje UE, a zarazem cichutko już pozbawił o 50% środowisko nauczycielskie środków na doskonalenie zawodowe. Teraz minister K. Szumilas zapowiada obowiązek rejestrowania czasu nauczycielskiej pracy. Może wprowadzić opaski elektroniczne? Może wszczepiać czipy, instalować mikrokamery, by nauczyciele rejestrowali dla potrzeb władzy swoją aktywność?

W jakim my żyjemy kraju, którego władze z jednej strony ogłaszają potrzebę rozwijania społeczeństwa wiedzy, informacyjnego, stymulowania innowacyjności, a z drugiej strony upokarzają nauczycieli intensywnie prowadzoną od ponad roku kampanią "nienawiści" wobec uzyskanych przez nich przywilejów, by z poparciem opinii społecznej je odbierać i jeszcze "dobić" ośmielających się z nich korzystać automonitoringiem? Nie po raz pierwszy władza zaprzecza deklaracjom o potrzebie budowania kapitału społecznego. Nie rozumie, że zbliżenie obywateli do rządu może być wynikiem tylko i wyłącznie decentralizacji, rezygnacji z arbitralności decyzji władz centralnych i wertykalnego nadzoru jako stałych elementów procesu uspołecznienia oświaty i włączania rodziców, nauczycieli i uczniów w strategię działania na rzecz dobra wspólnego.

Władze resortu edukacji powracają do starych, totalitarnych socjotechnik mających na celu uprzedmiotowienie nauczycielskiej profesji, sprowadzenie jej do zewnątrzsterowności i tym samym uległości wobec niej. Nie ma to nic wspólnego z podmiotowym nastawieniem i traktowaniem nauczycieli w tym kraju, toteż haniebne jest partycypowanie w takim upełnomocnieniu zmian tych, którzy powinni walczyć o suwerenność profesji, a więc związkowców. Jak widać pragmatyczne korzyści okazały się dla działaczy ZNP i oświatowej Solidarności ważniejsze od godnych warunków pełnienia ról społeczno-zawodowych przez nauczycieli.

Przy takiej polityce oświatowej, przy tak bezmyślnej regulacji pragmatyki zawodowej, nie pomoże żadna cyfryzacja szkół, wyposażanie sal dydaktycznych w tablice interaktywne, rozdawanie uczniom laptopów, tabletów czy elektronicznych czytników, jeśli w przestrzeni szkolnej, w bezpośrednich relacjach edukacyjnych nie będzie mądrego, oddanego, suwerennego pedagogicznie (dydaktycznie) nauczyciela. Nawet najlepsza technologia nie spełni swojej założonej funkcji, jeżeli sposób przygotowywania się do pracy będzie poddany powinnościom, które z jakością i oddaniem aktywności pedagogicznej nie mają nic wspólnego.