15 lipca 2012

Wyższe szkoły czyszczenia, czyli edukacja gnid


Na rynku edukacyjnym furorę powinien zrobić nowy kierunek studiów interdyscyplinarnych, ale koniecznie z udziałem w tym pedagogiki, pod nazwą "czyściciel".

Nareszcie można go realizować dzięki reformie Barbary Kudryckiej, która jest dumna z tego, że uczelnie mogą dowolnie konstruować oferty kształcenia. Dowolnie, to znaczy pod dyktando pracodawców, rynku pracy, a ten generuje najróżniejsze zawody, które wymagają coraz bardziej elastycznych umiejętności, bo przecież pracodawcom nie chodzi o wiedzę absolwentów szkół wyższych, tym bardziej o wiedzę naukową, tylko o kompetencje praktyczne czy wąskie umiejętności.

Sięgnijmy do ofert i zobaczmy, że pojawił się na rynku niezwykle "interesujący" zawód, łączący w sobie umiejętności komunikacyjne, manipulacyjne i andragogiczne. Firmy potrzebują osoby, które będą potrafiły zniszczyć życie pracownikom i doprowadzą do odejścia tych nieposłusznych. Chodzi o to, by odpowiednio "wykształcona" osoba potrafiła tak rozpoznać relacje międzyludzkie w przedsiębiorstwie, zorganizować w nim intrygi, by doprowadzić do odejścia zbędnych pracowników, to znaczy osób, które są niezadowolone z zarządzania nią, np. wyższą szkołą prywatną, firmą ekonomiczną, farmaceutyczną itp., a w firmach publicznych - działaczy związkowych. Ostatni podmiot mobbowania dotyczy bardziej oświaty, bo w szkolnictwie prywatnym związki zawodowe w ogóle nie istnieją.

Działalność takich „specjalistów" ma na celu doprowadzenie niewygodnych dla szefa osób do głębokiego zranienia psychicznego, wytrącenia ich z życia zawodowego i osobistego. Kim są "czyściciele"? To przedstawiciele różnych zawodów, prawnicy, byli pracownicy służb specjalnych, tzw. trenerzy lub konsultanci, fachowcy do wynajęcia na polskim rynku, którzy zajmują się "naprawianiem", restrukturyzacją przedsiębiorstw, firm, w tym także wyższych szkół prywatnych.

W związku z tym, że coraz bardziej zaostrza się walka konkurencyjna na rynku usług akademickich, niektórzy ich właściciele korzystają z tego rodzaju metod, zatrudniając "ludzi do brudnej roboty". Ci najbardziej skąpi i przebiegli właściciele firm akademickich, którzy wolą "załatwiać" sobie niepokornych nauczycieli akademickich czy pracowników administracji tanimi sposobami, zatrudniają do tych celów żony, mężów lub kochanki już pracujących osób w firmie, by jako czyściciele wykazali się nie tylko efektywnością operacyjnego działania typu rozpoznanie, kto i co mówi o szefostwie, ale i jakie są warunki jego osobistego życia, co można z tego wykorzystać do manipulowania nim, osaczania go i szantażowania, by bezwzględnie podporządkował się woli kierownictwa, albo sam odszedł z pracy. W tym celu organizują różnego rodzaju akcje tzw. spotkania, wyjazdy integracyjne czy obowiązkowe towarzyszenie szefowi w czasie wakacji, by z pomocą alkoholu, tanich zabaw i atrakcji wydobyć od pracowników ich skryte problemy, które będzie można potem doskonale wykorzystać do manipulacji.


Na polskim rynku działa już wiele firm konsultingowych zajmujących się "czyszczeniem", a więc potrzebującym specjalistów, którzy nie dadzą się w tej roli rozpoznać, prowadząc indywidualną działalność gospodarczą pod najróżniejszymi tytułami. W jednym z dużych szpitali klinicznych zatrudniony w nim "czyściciel" badał relacje interpersonalne pod kątem tego, jak rozbić w nim związki zawodowe doradzając szefowi zaszczuwanie i zamykanie ust pracownikom. W celu spacyfikowania "sprawiających trudności pracowników" w jednej z wyższych szkół prywatnych właściciel "zatrudnił" kochanka, którego zadaniem było terroryzowanie pracowników, w tym głównie nieposłusznych władzy zbyt samodzielnych pracowników naukowych, a cała operacja odbywała się z pomocą komisji specjalnej powołanej przez założyciela szkoły do oceny osiągnięć naukowych. Głównymi oceniającymi w niej byli "czyściciele", czyli pracownik fizyczny bez matury oraz dwóch członków bez żadnych kompetencji akademickich. Skład takich zespołów „czyścicieli” zmienia się w zależności od nastrojów i rozpoznawanej przez właściciela ich skuteczności.

Podstawową metodą działania czyściciela jest mobbing, dzięki któremu może on pacyfikować załogę. Zdarza się, że tym czyścicielem jest sam pracodawca. Jeśli jest to osoba przez niego zatrudniona, to najczęściej jest przedstawiana załodze jako doradca, a w istocie agent instruujący mobbera-szefa, dyrektora, co ma czynić, kim manipulować, kogo zastraszyć. Tu pracodawca rzadko działa bezpośrednio. Właściciel np. takiej "wsp" organizuje w zależności od natężenia poczucia nieposłuszeństwa załogi częściej lub rzadziej zebrania-operatywki, w trakcie których ma miejsce pokazowe maltretowanie psychiczne wybranej osoby i mobilizowanie lojalnych osób do uczestnictwa w tym procederze. Głównym celem takiego postępowania jest zamykanie ust i wygaszanie lękiem ewentualnych działań potencjalnych przeciwników oraz budowanie lojalnej frakcji popleczników, usłużnych wazeliniarzy.

Jak twierdzą naukowcy: mobbing najczęściej nie jest jedynie metodą podtrzymywania władzy niekompetentnej osoby, lecz sposobem podtrzymania patologicznych relacji pracowniczych, za którymi stoją często przestępcze powiązania o charakterze korupcyjnym, nepotyzm, dyskryminacja itd.

Zgodnie zatem z reformą kształcenia akademickiego wyższe szkoły mają nieograniczone możliwości oferowania kierunków studiów i specjalności pod dyktando także patologicznych potrzeb - zamówień rynku pracy. Tego chcieliście i na to się godziliście? To macie. Nie jest bowiem prawdą, że dzięki takim regulacjom prawnym zainteresowani rozwijaniem nauki skupią się na celach powszechnie pożytecznych i cywilizacyjnie wartościowych. Już nawet wiem, gdzie można zorganizować "dobre praktyki" dla przyszłych czyścicieli.