25 stycznia 2011

Jak studenci są robieni w bambuko lub sami wpuszczają się w maliny?


Zrobić kogoś w bambuko to to samo, co nabić go w butelkę, nabrać, wpuścić w maliny, wykiwać, wyrolować, wystrychnąć na dudka, zrobić w balona czy zrobić w konia. Każdy może sobie wybrać to, co najbardziej mu pasuje.

Pisze do mnie absolwentka jednej z prywatnych szkół wyższych z zapytaniem, dlaczego dyrektorka szkoły nie chce jej zatrudnić, skoro ona ukończyła studia na kierunku pedagogika resocjalizacyjna? Do pracy z trudną młodzieżą byłaby przecież idealnym nauczycielem. Tymczasem - zdaniem pani dyrektor - ubiegająca się o pracę magister powyższej pedagogiki nie ma uprawnień … pedagogicznych. Jak to? - pyta zdziwiona kobieta, przecież mam dyplom pedagoga. Tak, to prawda, ale nie ukończyła pani studiów nauczycielskich, to znaczy, że w toku swojego kształcenia nie odbyła pani obowiązującej ją praktyki przygotowującej do zawodu nauczycielskiego w wymiarze 150 godzin! Absolwentka spojrzała do swojego suplementu i stwierdziła, że rzeczywiście, nie miała w toku studiów praktyk w takim wymiarze. A już na pewno nie odbyła tych praktyk w szkole, gdyż zgodnie ze swoją specjalnością realizowała zadania z tym związane w placówkach resocjalizacyjnych czy diagnozujących problemy niedostosowania społecznego dzieci i młodzieży.

A zatem nie można powiedzieć, że została przez swoją szkołę wyższą wystrychnięta na dudka. Gdyby przed wyborem kierunku studiów wiedziała, gdzie chce pracować po ich zakończeniu, to zainteresowałaby się tym, czy aby wybrany przez nią kierunek studiów odpowiada swoim programem kształcenia koniecznym kwalifikacjom zawodowym. Kandydaci na studia nie czytają ustaw, rozporządzeń, ani też nie dopytują się o istotne z punktu widzenia ich przyszłego interesu kwestie, gdyż nawet nie wiedzą, o co powinni pytać tych, którzy tę edukację im organizują czy oferują. Tym samym, zgodnie z porzekadłem: Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, raczej będą niewyspani, ale pretensje skierują do producenta łóżka, pościeli czy poduszek.

Co gorsza, prywatne szkolnictwo w naszym kraju nie jest zainteresowane tym, żeby kandydatów na studia wprowadzać w tajniki kształcenia i uzyskiwanych dzięki niemu kwalifikacji, bo najważniejsze jest to, by przede wszystkich kandydat zapisał się na studia, regularnie za nie płacił i złożył wszystkie egzaminy. Największy, w moim przekonaniu świadomie prowadzony przekręt w tym właśnie środowisku szkół wyższych sprowadza się do oferowania kierunków studiów, które mają ciekawie brzmiące nazwy specjalności, ale prowadzone są niezgodnie z prawem.

Tego już kandydaci na te studia nie są w stanie wiedzieć, nie mogą tego rozpoznać, gdyż słusznie obdarzają instytucję apriorycznym zaufaniem. Mało kto podejrzewa, że organizator studiów może chcieć zrobić ich w bambuko. Skoro chodzi o kasę, a nie o uczciwe zapewnienie komuś nie tylko merytorycznie godnego wykształcenia, ale i zgodnych z prawem kwalifikacji, to opakowuje się ofertę dydaktyczną w sposób, który nie wzbudza niczyich podejrzeń.

Tymczasem jest w tym pułapka, na którą warto się wyczulić, sprawdzić, czy aby nie wpadamy na minę, po której czekają nas tylko same straty. Ktoś bowiem płaci za studia przez kilka semestrów, otrzymuje nawet dyplom ich ukończenia, ale kiedy udaje się z nim do pracodawcy, ten może odesłać nas na śmietnik, powiadając – może to sobie pani czy pan oprawić w ramkę i pokazywać rodzinie, ale wartości rynkowej i prawnej ów dyplom nie posiada. Jego znaczenie na rynku pracy jest równe wartości jego spalania w piecu lub w kominku.

Mieliście państwo takie sytuacje? Czy ktoś zrobił was w bambuko? Niestety, to jest możliwe tylko w Polsce i głównie w szkolnictwie wyższym – niepublicznym, a szczególnie w jego filiach, oddziałach zamiejscowych i w wielkich ośrodkach akademickich.