21 sierpnia 2010

Frontem do edukującego się klienta

W kwietniu br. skierowałem do jednej z redakcji podręczników akademickich z pedagogiki i psychologii Wydawnictwa Naukowego PWN list następującej treści:

Szanowna Pani,
znalazłem stronę http://chomikuj.pl/pati8700?fid=166717248 z której ludzie ściągają zeskanowane książki, m.in. podręcznik „Pedagogika” wydany w PWN. Czy to jest zgodne z prawem? Czy mają Państwo tego świadomość? Właściciele tego portalu pobierają opłaty od zainteresowanych za zeskanowane książki. Z poważaniem - B. Śliwerski (współred. podręcznika). Po sześciu tygodniach otrzymałem odpowiedź:

Szanowny Panie Profesorze
Mamy świadomość poruszonego przez Pana problemu i intensywnie nad nim pracujemy. Są u nas osoby, które się tym na co dzień profesjonalnie zajmują, ponieważ sytuacja ta dotyczy wielu książek przez nas wydanych. Oczywiście ma Pan rację, działania te są absolutnie nielegalne, ale przeciwdziałanie im niestety nie jest łatwe. Gdy spowodujemy, że ktoś usunie pliki z sieci, zaraz znajduje się ktoś inny, kto je tam umieszcza. W każdym razie nieustająco staramy się temu przeciwdziałać. Łączę wyrazy szacunku i pozdrowienia


Istotnie, granice tolerancji na rozwijający się proceder zostały już przekroczone. Wydawnictwo postanowiło wraz z innymi jeszcze oficynami złożyć pozew zbiorowy przeciw serwisowi portalu „Chomikuj.pl”, który zamieszczał pirackie pliki, zezwalając użytkownikom Internetu na ich ściąganie i pobierając za to opłaty. Tracili na tym procederze wydawcy i autorzy głównie akademickich książek. W kolejnym liście z WN PWN otrzymałem optymistyczną wiadomość:

Szanowny Panie Profesorze, w załączeniu dodatkowa informacja w sprawie portalu Chomikuj.pl.

(...) Decyzja o tym, że wydawcy zrzeszeni w PIK wystąpią przeciwko Chomikuj.pl na drogę sądową zapadła 22 czerwca. Jednym z inicjatorów było Wydawnictwo Naukowe PWN, które już wytoczyło Chomikuj.pl sprawę o piractwo.(...)
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,8086069,Pozew_zbiorowy_przeciwko_portalowi_Chomikuj_pl.html

Serwis się wystraszył i proponuje udostępnienie wydawcom nowego programu, który będzie służył do szybkiego i sprawnego zgłaszania pirackich plików na portalu. Pracownicy portalu nie chcą samodzielnie wyszukiwać pirackich plików, tylko przerzucają to na ofiary owego procederu. Nie jest to jedyny przypadek oświatowego biznesu, którego twórcy łamią czyjeś prawa. (Zob. Dziennik Gazeta Prawna 2010 nr 146, s. B9)

Podobnie działa część nieuczciwego biznesu akademickiego. Założyciele niektórych niepublicznych szkół wyższych wynajdują luki w prawie o szkolnictwie wyższym, by stwarzając pozór uczciwości, wysokiej jakości, zróżnicowanych ofert kształcenia zarabiać na naiwności swoich klientów, czyli spragnionych akademickich indeksów kandydatów na studia. Trudno, by sami tropili swoje oszustwa i rezygnowali z łatwego zarobku. Działają zatem metodą faktów dokonanych. Uzyskują formalne uprawnienia do prowadzenia studiów na danym kierunku, by w krótkim czasie szybko odstąpić od koniecznych wymogów, bo przecież czas gra na ich korzyść.

To ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego, PKA lub zawiedzeni studenci niech biedzą się nad tym, jak udowodnić im, że za „pięknym PR-owskim opakowaniem” krył się fałsz czy fikcja. Wykorzystuje się triki prawne, by odroczyć zawieszenie czy odebranie takiej uczelni uprawnień, z czego nie zdają sobie sprawy ani studenci, ani ich nauczyciele, gdyż „gra fałszywymi kartami” toczy się na zapleczu całego interesu. Ci, którzy zdają sobie z tego sprawę, albo muszą odejść, albo są zwalniani z pracy, albo partycypują w oszustwie.

Zagrożone spadkiem zainteresowania studiami uczelnie niepubliczne konkurują między sobą w konstruowaniu opakowań, by zakryć to, czego lepiej nie widzieć. Beata Igielska, Agata Listoś i Anna Sterczyńska piszą w tygodniku „Polityka” (2010 nr 32) o prześciganiu się uczelni w kuszeniu kandydatów, byle tylko złapać ich w swoje sidła. A że potem okażą się one dziurawe, zgniłe czy skradzione, to nie jest już ich zmartwienie. Czyż nie przypomina to czasów, kiedy to na przyjazd do miasta władz najwyższych czy znaczącej delegacji zagranicznej malowano kamienice od frontu, a w oficynie, na ich tyłach był smród, bród i ubóstwo?

W szkole podstawowej, w której pracowałem przed wielu laty, kiedy trwały przygotowania do instalowania w stołówce kabin dla potrzeb okręgowej komisji wyborczej, odnawiano lamperię na ścianach tylko na parterze i do połowy piętra, bo wiedziano, że wzrok wyborców wyżej już i tak nie sięgnie. Niech lud wie, jak w szkole jest czysto, świeżo i estetycznie. Coś jednak pozostało z tych lat. A przecież prawda jest tylko jedna …